sobota, 31 maja 2008

okolicznościowo

dzika plaża w smołdzinie, lekki zefirek od morza, zimne piwo. o. tak bym mogła spędzić dziś dzień . a będzie dzika łąka, zefirek od kanałku i zimne piwo. i ognisko jako surrealistyczny surogat morza. dziś jubileusz baby jagi. nasze zbiorowe wysiłki i ponaglenia, by zrównała się z naszym wiekiem są na razie mierne w skutkach ale robimy co możemy. jej trzy dychy bardzo nas irytują. dla zbilansowania z naszą starością doliczamy jej lekką ręką kilka poprzednich wcieleń i proszszsz. baba jaga jest już w końcu trochę stara i omszała. z okazji jubileuszu skrupulatnie skryłam siwiznę stosowną farbą. w efekcie mam czarne uszy, czarne czoło i czarną umywalkę. nie pozostaje mi nic innego jak zaczesać się na mireille mathieu. i zaśpiewać heppi bersdej babo jago :)

czwartek, 29 maja 2008

waziwa


dla zbilansowania nadmiaru białka zwierzęcego białkiem roślinnym wytaszczyłam wczoraj z bazarku waziwa . z niejakim rozczarowaniem skonstatowałam, że kurna ichzielonanać nie oszczędziły mi portfela. wprawdzie paszy zielonej mam cija pod dostatkiem na kilka dni ale za to zasoby kapitałowe nagle się strasznie skurczyły. wiadomo, że po niewiadomo kim w naszej rodzinie mam lekką ręke do wydatków ale i ta mi w końcu drga gdy dla fanaberii bliskich kontaktów z nowalijką zaczynam sie zadłużać w tydzień po wypłacie. ja rozumiem, że fortuna idzie na koko chanel albo na sandały z lamy brazylijskiej albo na muślinowe desusy. ubytek mamony boli, ale człowiek cierpi wtedy w milczeniu dumnie dzierżąc w ręku wartościowy ekwiwalent. a ja co. mam cierpieć nad pustym portfelem z dymką w łapie? pobieżna analiza kosztów spożycia każe mi więc przyjąć azymut na zupki w torebce. ich finansowa atrakcyjność powoduje, że zalety zdecydowanie przesłaniają nam wady. a zresztą jakież to ta mikrusia zupeńka w kolorowej torebusi wady mieć może. najwyżej wadziki, wadziątka. takie jak na przykład, zawartość dekstryn stosowanych do produkcji nietoksycznych klejów biurowych ? pfff. więcej kleju biurowego zjem w życiu ze znaczków poczty polskiej niźli z tych zupek. albo że niby glutaminian sodu. a to wszak ponoć jakiś fragment japońskiego wodorostu jest produkowany przez pracowite bakterie cośtam-cośtam-cośtam , więc jakby produkt naturalny. a weźmy na panel nasze nowalijki. oprócz koloru odznaczają się obfitą obecnością azotanów płynnie przechodzących w azotyny rujnujące podstępnie nasze bezcenne zdrowie. i o. wykazawszy wyższość zupki brokułowej nad jej prymitywną formą wystepująca w naturze i na straganie udaje się więc krokiem płynno-pusywistym w kierunku kuchni aby sobie zalać. za jedyne 1,25 pln.a ponieważ lubię w kuchni poeksperymentować i nieobca mi tam dezynwoltura w kreacji nowych potraw , zaleję sobie pół torebki pomidorowej z makaronem , pół torebki kartoflanki z porem i pól torebki rybnej zupki won-ton. a na deser kisiel wiśniowy .

środa, 28 maja 2008

quazimodo

a co u mnie dziś, u mnie dziś :łamanie wióra wspomagane wysokim ciśnieniem płynu obróbkowego podczas procesu skrawania toczeniem.
nie powiem jak bardzo boli mnie głowa od wczoraj wieczór bo nikt nie uwierzy prawda. mnie NIGDY nie boli głowa. a tu trrach. hurtowo nadrabia kilkuletnie zaległości dźgając mnie w prawą potylicę tuż nad górną ósemką i prawym oczodołem powodując , że zalotnie mrugam prawą powieką i bolesnie wykrzywiam gębę. quazimodo. nie wiem czy szukać przyczyn w zmianach klimatycznych czy raczej klimakterycznych. przeczekuje ibuprom ale może mu jednak ulegnę. i żeby to chociaż wynik kaca to gdzie tam. no chyba że to a priori a propo nadchodzącej soboty tak mi się zrobiło. że niby najpierw skutek a potem przyczyna. dyfunkcyjne zagięcie czasoprzestrzenne. pondto nic mi sie nie chce. jeśli w świecie jest jakaś równowaga to komuś się musi cholernie chcieć. o takiemu naprzykład synowi koleżanki się chce. najpierw napisał pracę licencjacką o szlaku rowerowym , obronił ją a potem się tym szlakiem wybrał w podróż: temat pracy licencjackiej "rowerem z Warszawy do Kairu" DU JU BELIW MI !!!??? do Kairu ! rowerem. właśnie popyla gdzieś w Azjo-Afryce. a my tu pitu pitu po kampinosie i och ach jak nas bolą łękotki.
chylę czoło przed tymi wszystkimi śmiałkami , którym się chce a tymczasem ktoś mi łopatą wyjmuje mózg.auuuć.
b.