poniedziałek, 23 grudnia 2013

O kaczych peregrynacjach i o karpich polikach

już jakiś czas temu wszystkie kucharki w rodzinie stwierdziły jednogłośnie, że kaczka to kiepski pomysł. mało mięsa na korpusie , rachityczne skrzydełka i tłusty kuper za zbyt wysoką cenę. więc no no no nie idźmy w tym kierunku. jakoś tak w ostatnią środę wyszłam ze sklepu z porem, selerem, chrzanem i. i kaczuszką. oczywiście natychmiast zadzwoniłam do Starszej Pani oraz do Alaski o wsparcie w zrozumieniu tej absurdalnej decyzji lecz w odpowiedzi usłyszałam, że si si si natentychmiast mam im też nabyć zwłoki kaczki, po jednej na dom. swoją upchnęłam w zamrażalniku w przekonaniu, że prawdopodobnie sczeźnie tam do Wielkanocy. i wyruszyłam na polowanie dnia następnego. wpadłam do sklepu z klarownym azymutem lodówka-kaczka-nabyć-zapłacić- szybko opuścić przybytek. przy kasie rzuciłam swoimi sześcioma dioptrii na dwa ptaszęta i coś mi zgrzytnęło. szalikiem przetarłszy okular skonstatowałam, że oto dzierżę w koszyku dwa kuraki genetycznie nieco od kaczuszki odmienne. dokonałam szybkiego zwrotu i obarczona zobowiązaniem rozpoczęłam terenową peregrynację poszukiwawczą. tu były ale wyszły/wyfrunęły być może , tam będą ale jutro. postanowiłam zapolować na kaczuszki z samego rana. mrok jeszcze przesłaniał niebo gdy Starsza Pani doniosła mi prosto w piernaty, że oto są kaczuszki, są tu i teraz i ona nabywa. topsz. jedną należy więc dowieźć na tarchomin. tymczasem z oddali doszło wołanie o kolejną kaczuszkę tym razem z jabłkami od Ju. kaczki z jabłkami występują w przyrodzie bardzo rzadko a jeśli już, to tylko w mojej okolicy. ponieważ w tym międzyczasie nabywałam choinki sztuk dwie, jedna jodła urody niezwykłej dla Starszej Pani druga drapak świerkowy dla mnie, to kaczka musiała poczekać.jodła okazała się spolegliwa, świerk, krnąbrny choć pachnący cudnie lasem, zapakowany do auta przebił się nieco przez drzwi i zmasakrował do szczętu plastikowy głośnik. oops. kaczka tymczasem szczęśliwie dla Ju poczekała. więc. następnego dnia zgodnie z planem jedna kaczuszka z Bródna i jedna kaczuszka z tarchomina pojechały romanem na cmentarze a potem po stosownej selekcji osiadły we właściwych miejscach przeznaczenia. peregrynacje kaczek przypominały nieco wędrówki ludów w poszukiwaniu krainy szczęśliwości. i oto chodzi wszak w Święta. znaleźć swoje ciepłe i serdeczne miejsce. ostatecznie rozdystrybuowawszy ptactwo skupiliśmy się na rybach. śledzie pokornie osiadły w słojach z olejem bez żadnych specjalnych ceregieli, za to z pieprzem i listkiem laurowym. lubię śledzie za ich łagodną spolegliwość. tymczasem karp wymagał szczególnej oprawy. tego roku szczęśliwie nabyłam karpie moooocno melisą ścięte (czytaj dobrze śnięte), co oznacza, że młotek i tasak użyłam jedynie do rozczłonkowania dzwonków ( w użyciu była też mała srebrna łyżeczka- niektórzy wią po co). być może się mylę, ale po rozdzwonkowaniu pięciu karpi mogłabym być wyśmienitym drwalem. i szacunek dla dawnych producentów toporów, które w pocie czoła ale jednak w trymiga pozwalają oddzielić łeb od korpusu. ja przepraszam za drastyczne szczegóły, ale to nie moja wina. to uświęcona tradycja. mój dziadek Kazio ponoć w ten czas przedwigilijny mlaskał z nieukrywanym zachwytem nad ugotowanymi łabami karpi wysysając miętkie poliki z uwarzonego na galantynę łba. no i myśmy w tym roku zaintrygowane dziadkiem ze Starszą Panią nie wyrzuciły tych uważonych łbów, tylko odłożyłyśmy nieco zafrapowane dziadkowym podniebieniem na stronę, czytaj na tacę.i oooo.!!! luuudzie!!! te uwarzone w rosołku poliki karpia to jest taka delicja, że klękajcie galaktyki. a odgłos naszego siorbania i mlaskania jeszcze długo rozbrzmiewał nad Bródnem. w zasadzie powinnyśmy wygrzmocić do zsypu całe karpie a pozostawić poliki w galarecie jeno. takie to jest niebiańsko pyszne. ale. jak sobie policzyłam, że na pięć salater polików ryby w galarecie potrzebowałybyśmy pięćdziesięciu karpi to mię ta nowatorska myśl kulinarna odejsza natychmiast w niebyt. jednakowoż. jeśli. mielibyście okazję wyłowić z perkocącego gara łeb karpia to nie omieszkajcie. to jest absolutna delicja, wysmoktać z głowy te poliki . o oczka bądźcie spokojni, to załatwiły srebrne łyżeczki.
Drodzy moi, którym się trafia zabłądzić w te rejony. Życzę Wam, żebyście znaleźli w Swoim Życiu wszystkie cudowne smaki. Szukajcie, otwierajcie swoje głowy na przeszłość i przyszłość. Czerpcie pełnymi garściami i bądźcie dobrzy i szczęśliwi!

ponieważ nadal nie wiem, jak dodać tu zdjęcia, hm hm hm , to wyobraźcie sobie mój
cienkuszowaty, ale za to niebotycznie pachnący lasem świerczek w kolorowych girlandach. Tatko, który w stanie wojennym zrobił nam choinkę z gałązek świerkowych na rusztowaniu z wędki byłby jak mniemam kontent.
b.