sobota, 31 grudnia 2016

będzie orędzie, albo nie będzie, oj Dana Dana Kochana !!!


poświąteczny tydzień urlopu zrobił ze mnie zespoloną z fotelem antyfrenetyczną bezpostaciowość. Sterta przeczytanych wszelakiego autoramentu gazet / tygodników/ miesięczników (no topszsz, wykluczamy SE i tympodobne oraz prasę kobiecą, wolę sobie kupić waciki, ale może, może niesłusznie) uczyniła mi z umysłu bąbelkujący pudding. Jedyny chwalebny ukochany bezwarunkowo wyjątek to KONTYNENTY- jestem uzależniona i pochłaniam w dobę bez snu. Tymczasem brak TV nie odgradza od doniesień z kraju i ze świata, bynajmniej. I nie chodzi o konieczność permanentnego odgrodzenia. Chodzi generalnie o chaos informacyjny. A ja natenczas mam chaos. Mam taki chaos, że się mi ulewa z wanny i zalewa mieszkanie, bo jak nikt na świecie (mający normalnego projektanta, a u mnie był projektant na opak) mam z łazienki na salon próg wyższy, czyli co się uleje, nie zostanie w łazience a wypłynie. Jest dobra strona, że dopłynie do choinki i ją podleje (ponoć mydliny wspomagają porost). Pozatem pode mną garaż, więc sobie mogę lać ile wlezie. Ale już więcej nie wlezie. Mam po kokardke. I mam plan. Mam postanowienie noworoczne. Żadne na/wycieki nie będą mi zalewały bez mojego pozwolenia mojego miejsca na świecie. Tak. wprowadzam sobie cenzurę. Będę wpuszczać wszystko co mi drapnie serce, nie będę wpuszczać nic, co na odległość śmierdzi fałszem i wszelakim koniunkturalizmem. zamierzam w końcu dorosnąć, choć wiem, że to będzie bolało. Zamierzam odkurzyć spleśniałe półkule i zacząć je amortyzować. I czerpać. Się okaże, czy tam gdzieś na dnie jest jakieś źródło czy tylko piach, suchy, suchy, suchy piach. Zamierzam świadomie pracować nad dobrym życiem. Do tej pory mnie nie zawiodło (albo złe intensywnie wyparłam) ale warto się przyczynić. Ten Rok był z pewnych względów straszny ale kończy się bardziej szczęśliwie niżbym mogła marzyć. Więc. nie będę się bać marzyć. Do boju. Na tapecie marzeń jachting w Grecji ( a co! nie tylko Onassisom wolno, opłyniemy morze jońskie, może również i wyspę Skorpios) a w międzyczasie wezmnę na klatę mą ogromną wszystko co przyniesie Nowy Rok i postaram się nic nie zmarnować. Życzę Wszystkim żeby nowy rok był dobry, tak dobry jak jest Wam potrzebny. Żeby nie bolał, nie smucił i nie martwił. Żebyście mogli poradzić na wszelkie bolączki i żeby Was zaskoczył małymi i dużymi szczęśliwymi zdarzeniami.
b.

piątek, 23 grudnia 2016

Świąteczna Inwektywa spod Choinki


Tym, których dopadła trudna rzeczywistość życzę, żeby się w Te Święta narodziła nadzieja, że te splątane sznurki się wkrótce rozsupłają i staną się wstążką na spełnionych marzeniach.
Wszystkim życzę, żeby mieli się o kogo oprzeć, gdy droga wyboista i na krawędzi.
Niech zawsze będzie przy Was ktoś, kto Was kocha jak jasna cholera.
Wesołych Świąt !
b.

poniedziałek, 12 grudnia 2016

O Jeremi, słowiczy sokole, gdzieżeś Ty, ach gdzieżeś ???!!!


Bez Ciebie jestem tak smutna, jak kondukt w deszczu pod wiatr
Bez Ciebie jestem wyzuta z ochoty całej na świat
Bez Ciebie jestem nieładna bez szansy by zmienić stan
Bez Ciebie jestem bezradna, jak piesek co wypadł z sań
Bez Ciebie jestem za krótka na długą drogę przez świat
Bez Ciebie jestem malutka i wytłuc może mnie grad
Bez Ciebie jestem tak nudna, jak akademie "na cześć"
Bez Ciebie jestem tak trudna, że trudno siebie mnie znieść
Bez Ciebie jestem niepełna, jak czegoś pół albo ćwierć
Bez Ciebie jestem jak w rowie rdzą zżarta stareńka żerdź


Gdziekolwiek jesteś włóż na siebie coś i rusz
Od stołu wstań z urodzin wyjdź, zrezygnuj z dań i przyjdź

Przy Tobie będę pogodna, bo skądbyż smutek mi wiał
Przy Tobie będę podobna urodzie algarvskich skał
Przy Tobie będę upojna, jeżeli idzie o luz
Przy Tobie będę przepiękna urokiem tysiąca muz
Przy Tobie będę subtelna, jak woń łubinu wśród łąk
Przy Tobie będę tak silna, jak siła miliona rąk
Przy Tobie będę artystką od wzruszeń duszy do łez
Przy Tobie będę z umysłu inteligentna jak bies
Przy Tobie w jednej osobie Wenus ja będę, bądź
poetką, divą, natchnieniem...

A z mężczyzn –TY mi tu bądź!

Więc gdzież byś był, Ty, włóż na siebie coś i rusz!
Jeżeliś w śnie - z pościeli wyjdź, przeciągnij się i przyjdź.


b.

Jeremi Przybora ur. 12.12.1915


ps. a algarvskie skały wyglądają O TAK


albo nawet TAK


poniedziałek, 5 grudnia 2016

portret autorki czyli nieokiełznana imaginacja artysty


Nie pisałam nic dotychczas o naszej tegorocznej kartce dla milusińskich. Nie. nie, żebyśmy zarzucili. Takiej tradycji zarzucić się nie da gdyż, już w okolicach lipca dochodzą nas zewsząd, ba, ze wszystkich kontynentów zapytania dźgające pod żebro: a co w tym roku? Nie możemy zaniechać więc tego toposu, któregośmy na własnych piersiach wyhodowali. Zwłaszcza, że. Nierzadko. szczelnie zamknięte drzwi przed komiwojażerami taszczącymi w teczuszce obrabiarkę skrawającą do metalu klient uchyla na hasło „ a czy dostał Pan/Pani/Państwo naszą kartkę świąteczną, tak tak, te z bandą wariatów- ja jestem jednym z nich”. A jak już pchnięci pamięcią kartki uchylą te drzwi, to my im robimy taką prezentację produktu, że choćby nigdy nie planowali skrawać kółek zębatych albo drążyć długich otworów (no ale gdzież tam lufy, no proszę was, jakie tam znowu lufy, chodzi o takie no te, no, chodzi o rury. no właśnie, rury. do zjeżdżania w parku wodnym przecież) to oczy im się zaciekawione roztwierają szerzej, tak szeroko, że antycypują , iż po inwestycji w naszą maszynkę, co zrobi śliczne ping, oni zobaczą, że przychodu
Złotówki jak liście na wietrze czeredą unoszą się całą
Garściami pakują je w kieszeń a resztę taczkami w P.K.O.
A my przecież, oddawszy maszynkę w dobre, wypłacalne ręce, skromnie realizujemy założenia programu odpowiedzialnego rozwoju. No sami widzicie, z kartek nie możemy zrezygnować. Śmichy chichy a tymczasem na naszych barkach stoi odpowiedzialność za ten kraj. No więc w trosce o kontynuujemy tę naszą świe(ck)tną tradycję. Nasz udział w tegorocznym wydarzeniu byłby całkiem prozaiczny i nudny, gdyby nie fakt, dokąd to artysta zechciał nas zaprosić na zdjęcia. Buł Był to dawny postindustrialny teren na Żoliborzu. Jedna brama wjazdowa na nieistniejącej ulicy – zupełnie jak peron 9 i ¾ na stacji Kings Cross w Harrym Potterze. Nawigacja permanentnie wariowała. O dziwo, nasi śląscy serwisanci, przybyli z Katowic jako pierwsi, otrzepali z klap marynarek kurz autostrad i mnąc w ustach camela stwierdzili, że tu cytuję „ale wy tu w stolicy burdel macie”. Ja tam z moimi serwisantami nie zamierzam wchodzić w żaden konflikt, więc tylko wysłałam im uśmiech numer fefnaście i dałam gorącej kawy. Potem w odstępach kilku kwadransów meldowali się na miejscu zbiórki, oczywiście z kilkudziesięciu minutami spóźnienia stoliczni tubylcy kilkukrotnie najprzód rozbiwszy czoło o nieistniejącą bramkę. Wszyscy dotarli z cholerą na ustach. Mi ze zdenerwowania tak drgała powieka lewa, że się makijażystce za nic sztuczna rzęsa przykleić nie chciała. Już, już miałam orzec, że no to w takim razie poproszę o piracką klapkę na oko ale ta klapka nijak nie konweniowała. Nie konweniowała, bo chodziło o zwykłe zdjęcie grupowe, bez żadnych przebieranek. No mówiłam, że nudy. W końcu zamiast sztucznej rzęsy, której brak niebezpiecznie zadrgał podwalinami zdjęcia, wysokie gremium podjęło decyzję, żeby mi tę odklejającą się rzęsę, czyniącą ze mnie ofiarę przemocy domowej, zastąpić pojedynczymi kępkami rzęs. Topszszsz. Nie pytajcie o różnicę. Albo powieka była mniej nerwowa, albo butapren bardziej chwytliwy – udało się. ja w kępach na powiekach, reszta ślicznie upudrowana, brwi uczernione jak u sienkiewiczowskiej Kurcewiczówny aka Izabelli Scorupco i pooooszło. No, trochę było trudno zmieścić na czteroosobowej kanapie jedenaście dorosłych osób wdzięcznie wygibniętych, eksponujących niebotycznie długie kończyny dolne, ponadrozmiarowe biodra (mua) oraz psa artysty fotografa.



Ale się udało. A pierwotny pomysł, entuzjastycznie podjety przez nadprogram ludzkości przekraczającej pojemność kanapy (sześciu dorosłych facetów) , zasiądnięcia na głównie damskich kolanach został szczęśliwie przez artystę fotografa spostponowany. Bo siemu kadr zanadto multiplikuje i nie może twarzy kończynom właściwym przypisać, czyli totalny galimatias i grupa Laokona vel abstrakcja, która nie była w planach bynajmniej. Nadobną nadwyżkę sześciu mężczyzn popędzono więc z kolan koleżanek na podłokietniki i wezgłowia. I wtedy nastąpił ostateczny pstryk. I ten pstryk miał być dopiero zaczynem naszej tegorocznej kartki. Albowiem. poszukując oryginalności (bo prawie wszelkie okołoświąteczne image wszak już były. była ludyczność, były sporty zimowe, byli kolędnicy, było pieczenie pierników) rzuciliśmy się w otchłań i zażyczyliśmy sobie. Tadam tadam. Na drugą stronę idyllicznego grupowego zdjęcia zażyczyliśmy sobie KARYKATURY. I tu dochodzimy do sedna i klu. Nie mieliśmy zupełnie pojęcia co z nami zrobi artysta rysownik. Poszliśmy na całość. poszliśmy w niewiadome i w ciemny las. efekt nas wszystkich zachwycił i zaskoczył. Powstał obrazek w manierze komiksowej. Obejrzawszy, poczułam się jak bohaterka „kapitana Żbika”. Wszyscy tacy podobni a jednak nie tacy sami. Przerysowani. A jakże. ale z ogromną sympatią. Przyjrzałam się swojej karykaturze tysiąc pińcet razy. Wniosek mógł być tylko jeden: artysta-karykaturzysta nie mógł w żaden sposób mnie skarykaturować tak po prostu (rzeczywistość jest już i tak trudna, trudno karykaturowalna). Więc. poszedł artysta w przeciwpołożnym kierunku. On mnie, och jakże subtelnie wysyblimował. Ba. Wypięknił! Ba ba. on zobaczył we mnie to, co sama chcę widzieć. I mimo, że rzeczywistość zdecydowanie odbiega od prawdy czasu i prawdy ekranu trzymam się kurczowo tego karykaturalnego wizerunku. I takiż zamierzam teraz jako oficjalny mój portret upublicznić. E włala:


b