ojciec-dyrektor mi odbiera pewien zakres obowiązków. ale nie, że dyscyplinarnie bo spektakularnie sfuszerowałam spierniczyłam i upadłam tym samym firmę tylko żeby aby dokonać nowego otwarcia czy cóś tam. ja się nie znam. w każdym bądź razie mi zabiera daje innym - taki janosik. o pójdę i sprawdzę pod jakim tytułem puszczali janosika w Niemczech. …. „held der bergen” – no jasne. a na cóż ja liczyłam. no topsz. wracając do meritum.. otóż ojciec-dyrektor odbierając mi ten zakres obowiązków kilkakrotnie się upewniał, czy aby smutna z tego powodu nie będę . jakby mi jakiego misia odbierał. mnie jednak nie odebrany misio zasmuca/martwi/niepokoi. instynkt i doświadczenie podpowiadają bowiem, że w miejsce tego jednego małego oswojonego misia dostanę niebawem w prezencie-ekwiwalencie stado dzikich małp do ujarzmienia. a i ojcu-dyrektorowi za prezencik pewnie z wdzięcznością i uśmiechem dygnąć trzeba będzie. ot kreatywne zarządzanie zasobami.
siedzę więc i czekam na te małpy.
b.
ps.
co tam małpy. pod okienkiem na tarchominie wykluły mi się kwiatki. z cebulek i sadzonek, które jesienią osobiście zakopałam srebrną łyżeczką w wątpliwej nadziei na plon. a tu proszszsz:
czwartek, 7 kwietnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
taki fotomontaż?
alaska
pffffff
Prześlij komentarz