pojechało, się byczyło, się wróciło.
i teraz ja się tu pytam grzecznie, kto do jasnej anieli rozpuścił to rozpasane stado komarów. i czemu we własnym mieszkaniu muszę się przed nimi chować w szafie?
zamiast selekcjonować fudżijamę prania próbuję ogarnąć pamięcią ostatnią dobę. zdaje się, że podjęłam się, wraz z licznym towarzystwem, próby piknikowej adaptacji miusikalu My Fair Lady z wyraźnym akcentem na „przetańczyć całą noc” . i nie, nie żałuję. przeciwnie, bardzo Wam dziękuję. bo. choć. coraz trudniej po schodach, coraz puściej w kredensie – aż tu nagle pogoda, taka dobra pogoda, odpowiednia pogoda na szczęście.
jestem już w TYM wieku, że wizerunek sanatoryjnej bosonogiej divy trawiastego parkietu bardzo mi licuje i mam w nosie konwenanse.
to był absolutnie piękny koniec lata.
b.
ps.
Kaszuby są cudne. i taakie smaczne. cdn.
niedziela, 14 sierpnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz