piątek, 18 maja 2012
kanał na wale czyli wszystkie barwy maja
tak gdzieś tuż przed wschodem słońca lekko skrzypią krzesełka w kanale
orkiestry ustawionej centralnie frontem do mojego okna. instrumentaliści
sadowią się, rozkładają nuty, próbują swoje instrumenty. przez chwilę
wszystko brzmi kompletnie dysharmonicznie, atonalnie i chaotycznie. gdy
wszystko na chwileczkę zamilka wyobrażam sobie wpół ze snu wyrwana, że na
podium wchodzi dyrygent. we fraku. no to chyba pingwin. a potem. nagle, wtem
znienacka. orkiestra daje tusz aż falują mi w oknach firanki i drżą świeżo
uplecione pajęczyny na karniszach. na waltorniach grzmią dzielnie dzierzby,
odważnie smyrgaja smykiem po altówkach jemiołuszki, wilgi rozkosznie trelą
na klarnecie, skowronki słodko plumkają na harfie, kowaliki z zapałem
świergolą na klawesynie, dymówki ochoczo fantazjują na flecie, pliszki
rozdymają słodko rożki, szpaki dmą w oboje, srokosze szaleńczo walą w
werble, kosy kląskają na marimbie, drozdy na wiolonczeli, jerzyki na
trójkątach , kukułki na puzonach a sikory na marakasach. ponieważ jest
4:52 i zmrok jeszcze dzielnie walczy o prymat ze świtem nie wdrażam
procedury przebudzenia. zaciskam oczy ale otwieram szeroko uszy. wyłapuję
nadgorliwych solistów wśród feerii orkiestralnych dźwięków. zapadam w
półsen lecz budzi mnie la grande finale. i wtem, nagle, znienacka cicho
skrzypią opuszczane przez orkiestrę krzesełka słychać szelest lotek i zapada
cisza. krótkotrwała. jest 5:30 i mój budzik usilnie próbuje naśladować
wiosenną ptasią symfonię. bezradnie, bezładnie i bez sensu. lecz jednak
skutecznie. zrywa mnie z tapczanu. gałązka dawno przekwitniętej forsycji za
oknem jeszcze kołysze się w zapamiętaniu rytmu ptasich wirtuozów. kto chce usłyszeć wszystkie barwy maja, musi się obudzić przed świtem. późny poranek to już tylko pojedyncze trele aplikujących do wielkiej ptasiej orkiestry. idąc do zaparkowanego romana czuję na sobie wzrok pochowanych w zielonej gęstwinie tarchomińskiego wału ptaszęcych oczu czekających na recenzję koncertu. dyskretnie acz znacząco pochylam się w uznaniu przed ptasią
orkiestrą. a ptaszęta pochowane, bo wiedzą, że poza moim uznaniem mają też wśród co poniektórych opinię bandy rozwrzeszczanych dziobów, którą należałoby zgrilować lub nadziać wątróbką i zapiec w żurawinie.
b.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
nie wiem Beniu, ale do wersu gdzie piszesz o swoim romanie byłam pewna że to tekst jakiegoś kolejnego dyktanda narodowego ..
Ze mna chyba jest coś nie tak :(
D.
ps
przepiękna ilustracja :)
piorka glupstwo, bo odrosna, ale glos... majatek!
Prześlij komentarz