jeśli ktoś napotka na północnych obrzeżach stolicy dwa bezpańskie, szwendające się bez celu i sensu mózgi, to proszony jest o pilny kontakt ze mną w ważnej sprawie rodzinnej. otóż mózgi te opuściły samowolnie mnie i sister mą w bywszą sobotę gdzieś między Chotomowem a Skierdami, dokąd udałyśmy się na rowerową wycieczkę spragnione szerokich przestrzeni oraz powietrza pachnącego sianokosem i igliwiem w celu eksploracji nowych tras bo się nam jeżdżenie po wale w te i nazad niby jakie durne wahadło znudziło wielce. może mózgi zostały już w pociągu relacji Warszawa – Modlin nad przeczuwany a iście skaramencki upał przedkładając klimatyzowane przedziały i miętkie siedziska, lub wytrzęsło je już hen na malowniczych stepach akermańskich w rozlewisku Narwi, gdzie nie tylko ni drogi ni kurhanu ale ni drzew, w których cieniu można by poszukać wytchnienia. niskopienne turzyce i trawy nie rokowały onegoż. 36 stopni w cieniu i pełna ekspozycja słoneczna w samo południe przez bite 45 km robiły nam przed oczami rozdygotane mroczki a na koniec wycieczki alaska zaczęła się uskarżać na dreszcze i nie wiem co jeszcze bom sama ledwo przytomna pełzała z mozołem, zostawiając za sobą hektolitry potu. niewiele bynajmniej brakowało abym na wpół ugotowana wlazła w bajoro, przy którym poiły się tamtejsze krowy. i tylko podejrzana gęstość zbiornika skutecznie mnie od nurkowania odstręczyła. a może szkoda. może gnojówka okazałby się skuteczną od słońca izolacją na dalszą rowerową peregrynację. tylko, czy wtedy wpuścili by mnie do powrotnego pociągu, wiozącego eleganckich turystów z modlińskiego lotniska. na ich tle wyglądałyśmy jak niewyżęte szmaty bezwładnie zwisające z poręczy. nie wiem, jak dotarłam na staropańszczyźnianą. może na skutek niekontrolowanej reakcji odwróconej osmozy choć bardziej podejrzewam niepohamowany zew wanienny. podczas gdym ja spożywszy we wannie z koperkiem litr zsiadłego mleka udała się bez tchu, za to z nadmiarem kwasu mlekowego w mięśniach podkolannych na senne mary, alaska fit und fan poszła sobie jeszcze na koncert wieczorny Jazz na Starówce. my nie możemy pochodzić od tej samej matki, to jest absolutnie i wykluczenie niemożliwe. gwoli sprawiedliwości krajobrazowej, serdecznie polecamy rajdy rowerowe okolic Chotomowa, gdzie liczne bezdroża łąkowe i ścieżki leśne prowadzą przez urokliwe (o ile pot zalewający oczy daje co obaczyć) sosnowo-świerkowo-brzozowe ostępy, z których nagle, zniewiadomo skąd i niewidomo kiedy, wyłania się ku uciesze wody spragnionej gawiedzi plaża z jeziorkiem obrośniętym strzelistymi pałkami a w tym jeziorku można zanurzyć kuper i resztę kadłuba bez uszczerbku dermatologicznego (szukaj na facebooku: plaża jabłonna). a dla żądnych adrenaliny i sportów wodnych admiratorów na drugim końcu jeziora do dyspozycji jest https://www.facebook.com/ourwakefamily gdzie można uwiesiwszy się na takim , takim no, zawiesku pofrunąć ponad wodą na takiej, no takiej deszczułce przymocowanej klamrami do stóp. w ślicznych okolicznościach przyrody można tu spoglądając na karkołomne wyczyny wakeboardingowców spożyć świeżo wyrychtowanego hamburgera lub oddać się kontemplacji świata oraz muskulatury wyczynowców bujając się w hamaku nad nadjeziornym klifem. jedno jeziorko a dwa światy. na jednym jego końcu, czyli na konwencjonalnej jak pambóg przykazał plaży, króluje synkopowane, ale grzecznie trzcinami tłumione umca-umca oraz jeśli się ma szczególne do sąsiadów szczęście, zza woni grila słyszalna staje się fascynująca opowieść neandertalczyków okraszona obficie stosownymi ordynariami (się można podszkolić, naprawdę. jak przy użyciu prawie wyłącznie zaimków, spójników oraz przede wszystkim wyrazów na k, ch, h, p oraz s opowiedzieć zgrabną historyjkę, powodującą ogólnonarodowy rechot). ale to nie reguła, gdyż plażę głównie oblegają rodziny z małoletnimi dziateczkami, więc zasadniczo panuje ogólnospołeczny rezon przerywany co jakiś czas wysokim unisono zakopanych w błocie potomków. i o. te to potrafią dopiero zmrozić krzykiem krew w żyłach. za to na tym drugim, sportowym końcu jeziora króluje luz, swoboda, kuszące bicepsy i hamakowy chillout.
a z zupełnie z innej beczki nawiążę już po raz ostatni do Lizbony/Portugalii, bo bym sobie nie darowała w nieistniejącą natenczas brodę plując, żeby Wam nie zaordynować i nie polecić. jak już sobie obejrzycie w/na Sintrze ten nobliwy Palace de Nation, oraz przebrniecie przez dłuuuugi a stromy choć pięknie kwieciem umajony vel uczerwcony barbakan twierdzy Maurów urokliwie rozpostartej na wzgórzu, skąd w przeźroczystą aurę dostrzec można fale oceanu to nie wracajcie na parking lub dworzec bynajmniej. nie nie i nie. zawróćcież konia i każcie się powieźć do Quinta da Regaleira. TO jest dopiero TA właściwa perła Sintry. zupełnie przez nas odkryta przypadkiem (oddajmy sprawiedliwość alasce, która siłą perswazji wycisła informację o tym zabytku z bileterki na stacji ichniejszego pekaesu, gdyśmy czekały na podwózkę do Maurów a w tym czasie niemiłosierny ukrop skraplał nam na skroniach ostatki porannej kawy), gdyż przewodniki jakieś takie w tem temacie są milkliwe. może dlatego, że to jednak dzieło Masona jest. wszystko w tym absolutnie cudownym ogrodzie, zwieńczonym prześlicznym pałacykiem, wzbudza zachwyt i wszystko po kokardkę przepełnione jest tajemnicą, wiedzioną prostym drutem z symboliki alchemików. ale nawet, jeśli w ogóle nie mieliśmy i nie mamy fioletowego pojęcia czemu, komu i po co służył ten masoński park i pałac (myśmy nie miały), to dla tego widoku i tych wrażeń gotowa jestem zapisać się od zaraz do loży wolnomularskiej, o ile pozwoli mi na wieki praktykować w/na Sintrze. to, co i jak prezentują, obiecują i przepowiadają labirynty ścieżek starodrzewia przepięknie obrośniętego gęstym bluszczem, podziemne groty, niespodziewanie znikąd wytryskające źródełka i wodospady, fantazyjne rzeźby w ukrytych niszach i na szczytach wieżyczek pałacu oraz omszała studnia, do której docieramy podziemnym labiryntem by nagle wyjść krętymi, arkadowymi schodkami w górę, ku oświeceniu i światłu, sprawiają, że przenosimy się w zupełnie inny świat i zupełnie inny stan świadomości. Jjśli kiedykolwiek marzyliście o tajemniczym ogrodzie to on tu jest. i czeka. pełen magicznych zakamarków, gotów was przytulić lub strącić w otchłań. wasz wybór.
b.
wtorek, 21 lipca 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz