Nie pisałam nic dotychczas o naszej tegorocznej kartce dla milusińskich. Nie. nie, żebyśmy zarzucili. Takiej tradycji zarzucić się nie da gdyż, już w okolicach lipca dochodzą nas zewsząd, ba, ze wszystkich kontynentów zapytania dźgające pod żebro: a co w tym roku? Nie możemy zaniechać więc tego toposu, któregośmy na własnych piersiach wyhodowali. Zwłaszcza, że. Nierzadko. szczelnie zamknięte drzwi przed komiwojażerami taszczącymi w teczuszce obrabiarkę skrawającą do metalu klient uchyla na hasło „ a czy dostał Pan/Pani/Państwo naszą kartkę świąteczną, tak tak, te z bandą wariatów- ja jestem jednym z nich”. A jak już pchnięci pamięcią kartki uchylą te drzwi, to my im robimy taką prezentację produktu, że choćby nigdy nie planowali skrawać kółek zębatych albo drążyć długich otworów (no ale gdzież tam lufy, no proszę was, jakie tam znowu lufy, chodzi o takie no te, no, chodzi o rury. no właśnie, rury. do zjeżdżania w parku wodnym przecież) to oczy im się zaciekawione roztwierają szerzej, tak szeroko, że antycypują , iż po inwestycji w naszą maszynkę, co zrobi śliczne ping, oni zobaczą, że przychodu
Złotówki jak liście na wietrze czeredą unoszą się całą
Garściami pakują je w kieszeń a resztę taczkami w P.K.O.
A my przecież, oddawszy maszynkę w dobre, wypłacalne ręce, skromnie realizujemy założenia programu odpowiedzialnego rozwoju. No sami widzicie, z kartek nie możemy zrezygnować. Śmichy chichy a tymczasem na naszych barkach stoi odpowiedzialność za ten kraj. No więc w trosce o kontynuujemy tę naszą świe(ck)tną tradycję. Nasz udział w tegorocznym wydarzeniu byłby całkiem prozaiczny i nudny, gdyby nie fakt, dokąd to artysta zechciał nas zaprosić na zdjęcia.
Ale się udało. A pierwotny pomysł, entuzjastycznie podjety przez nadprogram ludzkości przekraczającej pojemność kanapy (sześciu dorosłych facetów) , zasiądnięcia na głównie damskich kolanach został szczęśliwie przez artystę fotografa spostponowany. Bo siemu kadr zanadto multiplikuje i nie może twarzy kończynom właściwym przypisać, czyli totalny galimatias i grupa Laokona vel abstrakcja, która nie była w planach bynajmniej. Nadobną nadwyżkę sześciu mężczyzn popędzono więc z kolan koleżanek na podłokietniki i wezgłowia. I wtedy nastąpił ostateczny pstryk. I ten pstryk miał być dopiero zaczynem naszej tegorocznej kartki. Albowiem. poszukując oryginalności (bo prawie wszelkie okołoświąteczne image wszak już były. była ludyczność, były sporty zimowe, byli kolędnicy, było pieczenie pierników) rzuciliśmy się w otchłań i zażyczyliśmy sobie. Tadam tadam. Na drugą stronę idyllicznego grupowego zdjęcia zażyczyliśmy sobie KARYKATURY. I tu dochodzimy do sedna i klu. Nie mieliśmy zupełnie pojęcia co z nami zrobi artysta rysownik. Poszliśmy na całość. poszliśmy w niewiadome i w ciemny las. efekt nas wszystkich zachwycił i zaskoczył. Powstał obrazek w manierze komiksowej. Obejrzawszy, poczułam się jak bohaterka „kapitana Żbika”. Wszyscy tacy podobni a jednak nie tacy sami. Przerysowani. A jakże. ale z ogromną sympatią. Przyjrzałam się swojej karykaturze tysiąc pińcet razy. Wniosek mógł być tylko jeden: artysta-karykaturzysta nie mógł w żaden sposób mnie skarykaturować tak po prostu (rzeczywistość jest już i tak trudna, trudno karykaturowalna). Więc. poszedł artysta w przeciwpołożnym kierunku. On mnie, och jakże subtelnie wysyblimował. Ba. Wypięknił! Ba ba. on zobaczył we mnie to, co sama chcę widzieć. I mimo, że rzeczywistość zdecydowanie odbiega od prawdy czasu i prawdy ekranu trzymam się kurczowo tego karykaturalnego wizerunku. I takiż zamierzam teraz jako oficjalny mój portret upublicznić. E włala:
b
3 komentarze:
Buł to dawny postindustrialny teren na Żoliborzu. - 'Buł' to specjalnie, czy naumyślnie?
Jakaż wysublimowana, no no, aż korci poznać oryginau.
Buł był nienaumyślny:)buł był błędem. buł być powinien był. przypominam, artysta wprawdzie wynadobnił, ale i zafałszował oryginał do stopnia niesłychanego :) b.
Buł był i był buł pozostau.
Prześlij komentarz