roman jeszcze daje radę. czasem tylko zapali mu się jakaś ostrzegawcza lampka ale nie padło jeszcze ostentacyjne „ja pier..., za zimno. nie jadę”. gdy się zapomnę i nie wzuję rękawiczek, dłonie przymarzają mi do kierownicy. perspektywa weekendu na Mazurach w okowach elektryzującego włos mrozu nakazuje przedsięwzięcie specjalnych środków bezpieczeństwa termicznego. o jakże dziś żałuje, że z lat dziecięctwa nie zachowałam samogrzewczych barchanów, takich wełnianych. do kolan. wtedy był to scare shit i facepalm ale dziś moja rzyć by mi za nie podziękowała. nic, nic nie może ich zastąpić. próbowałam, to wiem. kilka warstw elastycznych rajstop oraz wyszczuplające majtki z ciągliwej stali nie dają rady niestety. Zostaje mi wzuć nogi w rękawy polara. i tylko nie wiem czego bardziej w tym momencie żałować, że mam zbyt krótkie ręce, czy też, że zbyt długie nogi.
b.
piątek, 3 lutego 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
i okazało się, że nadmierne środki grzewcze nie były zupełnie potrzebne do spędzenia upojonego weekendu w mazurskiej głuszy....
A wszystko to bo Jacek grzał i grzał.... i ugrzał :-)
alska
Prześlij komentarz