poniedziałek, 13 lutego 2012

maszmisz mazursko-mazowiecko-hamerykański

białe podsypuje. znaczy zima się okopuje. zima w mieście jest jak zupa bez soli. z głodu nie umrzesz ale smaku nie zaznasz. co innego zima w plenerze.


co bezwiednie mi nasuwa wspomnienie kiełbasy. tej kiełbasy. znad ogniska mozolnie rozpalanego tydzień temu nad Babantem w temperaturze minus 16 st.C . taka kiełbasa ma potężną moc rażenia kubków smakowych. żadna małmazja ani ambrozja nie smakuje w tych okolicznościach lepiej.


przez chwilę ognisko oraz nasze jestestwa były zagrożone przybyciem nad jezioro grupy terrorystów. terroryści jak przystało na przybywających autem oznaczonym reklamą kominków ogaceni byli w kominiarki. i dzierżyli w dłoniach łomy, lewary i ukryte w specjalnych futerałach kałachy. minęli nas mimo jednak dość obojętnie i weszli na zmrożoną taflę jeziora i poczęli ją rozwiercać z pasją. powiedziałabym, że przypominali nieco zagubioną ekipę naukowców drążących antarktyczne jezioro Wostok w poszukiwaniu materiału genetycznego adolfa z braunau. jednakże to dopiero miało się wydarzyć kilka dni po naszym pobycie nad jeziorem więc mogę jedynie powiedzieć, że wyglądali jak fundamentaliści z AWP (anonimowi wędkarze podlodowcowi). pozostając przy związku kulinarnym tego weekendu (proszę o aplauz za karkołomne próby zachowania spójności stylistycznej) dodam, że iż odebrawszy wyniki badań morfologii wskazujące na wymowną w liczbach nadwyżkę cholesterolu nabyte na wsi jaja wyrwane kurom spod zamarzających kuprów wystawiam codziennie na stół, poleruję, gadam do nich i odkładam z tęsknym westchnieniem do lodówki. oraz guglam intensywnie jak długo utrzymuje się świeżość jaj świeżych i czy może jaja świeże zawierają mniej zgubnego cholesterolu od jaj sztucznie pędzonych. weekend na wsi był niezwykle pouczający jeśli chodzi o tradycje amerykańskie. po pierwsze poznałam smak słynnych pankejków. i mogłabym na jakimś stosownym forum kliknąć „tolubie”. natomiast polanie pankejka sosem z choinki (mówią na to syrop klonowy ale mię nie oszukają, to jest wyluzowana rozpuszczalnikiem żywica) czyni go imho absolutnie niejadalnym. gdyż. przypomina lizanie sosnowych desek w tartaku. drugą równie interesującą tradycją amerykańską była hm jakby tu to nazwać ... precyzyjna dekapitacja christmastree polegająca na pozbawieniu choinki gałązek sekatorem aż do otrzymania łysego pnia. przesłanki tej czynności, mimo że chwalebne (pozbycie się choinki bez pozostawienia w domostwie zielonej smugi iglanej za wleczonym do śmieci dwumetrowym drzewem) nie są jednak w stanie ukoić wrażenia dendrologicznej inkwizycji. trochę brrrr . przy kolejnym wątku spójność mi się rypie z hukiem i kretesem więc możecie we mnie rzucić burakiem. otóż ostatnio w radio dr. Kruszewicz zapraszał do odwiedzania zimą ogrodu zoologicznego bo małpy zimą strasznie się nudzą. hm. co, stwierdziwszy wokół domu na wsi niezliczoną ilość śladów zajęcy, nasunęło mi takie skojarzenie, że w ten weekend wszystkie zające z okolicy przycupnęły pod domem w nadziei na jakieś spektakularne widowisko. staraliśmy się jak mogli. klu były występy na róże hydraulicznej. osobiście wzięłam udział w przedstawieniu serwując własnoręcznie spreparowaną szarlotkę.od spodu zwęgloną, a w środku surową. moim zdaniem ciąży na mnie jakaś klątwa faraonów cukiernictwa. natomiast nieskromnie i bez kozery oraz ogródek mogę sobie przyznać tytuł mistrza indyjskiej zupy krewetkowej bez krewetek. o. natomiast ju mianuję moim osobistym i dozgonnym dostawcą kapusty z grochem. ponadto , aby przełamać wątek kulinarny dodam, że byłam w sobotę u naszej ulubionej fryzjerki (niektórzy są tu świadkiem naocznym) i mam oto na głowie coś niepodobne do niczego (ani limahl, ani mirej matieu, ani sal solo). nazwałabym to wyrafinowaną wariacją na temat chaosiku. kolega w pracy obszedłszy mnie trzy razy zapytany o co kamon wylewnie pochwalił ... moje nowe perfumy. no cóż. akceptacja awangardy nie jest mocną strona biurowej społeczności. a teraz to już idę. ugotuję sobie chyba to jajko. bardziej sklerotyczna chyba już nie będę ale za to ukontentowana jajem i owszem.
aha. i jeszcze specjalne pozdrowienia ślę do Ameryki (ze stosownym akcentem ofkors) – zadziwiająco sporo wejść z kraju pankejków tu bowiem odnotowuję:)
Yours sincelery b.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

no i właśnie te kury to mi się taraz śnią po nocach....
że trzymam taką delikwentkę pod pachą, do góry nogami (dodam że kura jest niezwykle tłusta i jasnej maści)i głaszczę ją po tym tłustym brzuszku i wyjmuję jej z kupra jajko...
czy powinnam się zacząć o siebie bać???
alaska

BratZacieszyciela pisze...

dr. z kropka stanowi zgrzyt straszliwy (jako ten styropian po szkle) czytajacemu te malmazje stylistyczne, bo jako zywo, nie gubie sie jeszcze i lapie, co poeta na mysli mial...

benia pisze...

prawdacitosama jako żywo doktor/dyrektor z kropką to zgrzyt nad zgrzyty. posypuję głowę popiołem.nie pierwszy nie ostatni raz

benia pisze...

prawdacitosama jako żywo doktor/dyrektor z kropką to zgrzyt nad zgrzyty. posypuję głowę popiołem.nie pierwszy nie ostatni raz