piątek, 18 stycznia 2013

świerk mi uśwerk(ł)

kiedy ilość igieł pod choinką przewyższa ilość igieł na choince zaczyna się pełne napięcia oczekiwanie na samodzielną bezigielną ekstrapolację drzewka z granic mieszkania po uprzednim samozdjęciu się bombek, samospakowaniu do pudełek i samoupchnięciu na pawlaczu. moja nadzieja na to zdarzenie z biegiem lat nie maleje. bynajmniej. tymczasem kopczyk igliwia pod drzewkiem bezszelestnie urasta do rozmiarów wysoko zorganizowanego mrowiska , bombki pochopnie chcą iść w ślady opadających igieł i trzeba coś przedsięwziąć nim się drzewko zmieni w węgiel. a jest już na tym wrednym etapie, że nim doleci do ziemi z mojego parterowego okna wszyściuśkie igły opadną mi na bank we wnętrzu mieszkania aby je potem znajdować w kaszy manny i w tapczanie do późnej jesieni. muszę więc wymyśleć jakiś sposób pozbycia się choinki WRAZ z igłami . próbowałam już kiedyś zasysnąć wszystkie igły i te z podłogi i z regału i z lodówki i z fotela i i te z każdego zakamarka i te z drzewka zmechanizowaną myślą techniczną w postaci odkurzacza ale był to przypadek jednostkowy, po którym odkurzacz odszedł do krainy wielkich łowów z brzuszkiem pełnym igliwia.
pilnie potrzebne mi jest stado nieco przeposzczonych głuszców. one ponoć żywią się igliwiem.
b.

wtorek, 15 stycznia 2013

Na słał słał aż zasłał


ha. nasypało. roman zmienił się w przykrytego białym kilimkiem półsiedzącego wielbłąda. zrzucenie mu z grzbietu (niezrzucenie zagrożone mandatem) dziesięciu cali sypkiego opadu wymaga nagłego przyrostu ręki co najmniej o dodatkowy łokieć zakończony nogogłaszczką z gibkim stawem. brak owychże zastępuje system podskoków wokół auta przypominający taniec rytualny dziewic pigmejskich w intencji wysokiego męża. a tuż po odśnieżeniu poruszamy się po osiedlowych uliczkach wężykiem godnym karnawałowego wodzireja, o milimetry mijając obce zderzaki. albo i nie.

b.

piątek, 11 stycznia 2013

Z motyką jej do twarzy czyli make noise for alaska


jednych uszczęśliwiają diamenty, innych futra z anoraka jeszcze innych spa w błocie. ale jest taki prezent, który w szczególny sposób niesie w sobie mnóstwo zdrowia , moc szczęścia, wiele radości i poczucie satysfakcji. może nie wszyscy o nim marzą ale niektórzy i owszem. dear sister, życzę Ci żebyś kiedyś wytaszczyła z własnego ogródka co najmniej takie plony (najlepszy na intensywną wegetację jest ponoć świeży kurzak).




b.

środa, 9 stycznia 2013

Przewodnik po labiryncie

ja bardzo proszę wszystkich o powstanie i uczczenie minutą zadumanej ciszy wydarzenia na miarę lotu pierwszego kota w kosmos. oto bowiem, po stu osiemdziesięciu dniach próśb do administratora naszego kochanego, wniosków ze zdjęciem, listów z groźbami oraz z kijków z marchewką, po stu osiemdziesięciu dniach konsultacji optymalnego dizajnerskiego wariantu aranżacji przestrzeni - na murze naszego biura, tadam, tadam tadam - chór wznosi w niebo grande crescendo, starsze panie ocierają łzy wzruszenia, dorośli mężczyźni znacząco skubią wąsa i zwijają w trąbkę krawat z podekscytowania, dzieciom z ust wypadają lizaki - na naszym biurze zawisła tabliczka z numerem domu.tadam. i stała się jasność. bo nie zna życia, kto nie służył w marynarce i nie zna wagi sprawy, kto nie próbował nas odnaleźć w gąszczu setki identycznych domków o szczególnie pokrętnej numeracji oszalałego urbanisty. jego bowiem algorytmu rozmieszczenia numeracji ulic i domów nie rozgryzłyby najtęższe umysły świata. wszyscy nas odwiedzający od listonosza począwszy, poprzez kurierów, dostawcy pizz, stolarzy, taksówkarzy, klientów aż po niedoszłego premiera wszyscy oni zawsze zbłądzali w labiryncie uliczek w poszukiwaniu właściwego adresu poczem stanąwszy na najbliższym rozdrożu dzwonili do nas po pomoc w lokalizacji gdyż trzeci dzień już krążą w tym osedlowym chaosie a tu ni drogi ni kurhanu. no więc teraz już mamy oznaczony kurhan. naprawdę dech nam zaparło gdyśmy na ścianie naszego budynku odkryli tabliczkę identyfikującą nas na mapie świata. zatchnięcie nasze spotęgował fakt, że tabliczka wisi pod pewnym kątem. ale zapewniam, stosowne i prawie niebolesne przechylenie głowy wraz z oczami omalże zupełnie niweluje efekt skosu. a teraz czekamy na inspekcję ojca-dyrektora. i jeśli trzeba będzie, prędzej podkopiemy fundamenty domu by wypoziomować tabliczkę zgodnie z horyzontem niż weszczniemy procedurę reklamacyjną u naszego administratora kochanego.

b.

wtorek, 1 stycznia 2013

2013 pierwsze impresje



1.powiedzieć o korbie*, że ma nadpobudliwe adhd to jakby o misiu polarnym powiedzieć, że jest trochę podobny do pelikana. ona musi być nawiedzona.

2.bułę z wurstem (owiniętą celofanem, parzącą język kapiącą musztardą i keczupem) na sylwestrowym przyjęciu ogłaszam kulinarnym odkryciem roku. duże mlask.

3.noworoczny spacer po lesie przypomina próbę trawestacji pod górę bobslejowej rynny.



4.dwie królewny śpią dwa razy dłużej niż jedna :)


b.

korba – kilkumiesięczna bokserka alaskich