wtorek, 30 grudnia 2008
balansując bilansem
W bilansie dodatnim zaś mam WAS!
i ten plus całkowicie mi przesłania wszelkie realne i wyimaginowane minusy. stara już jestem (ważne didaskalium: tu publika podnosi negującą wrzawę na stojąco i rzuca mi pod nogi herbaciane róże, fijołki, kwiat paproci , zielonego dżoni łokera i składki na czeci filar) , więc patos i ckliwy sentymentalizm leżą mi tak dobrze jak te workowate, streczowe dżinsy. motto na 2009 : stej tjuned.
b.
wtorek, 23 grudnia 2008
Very Mery - czyli Pięknych Świąt
Kochani, statystycznie niepoliczalni (choć na mieście mówią, że jest tu czasem i pół kopy czytelnika , ha!) zidentyfikowani i inkognito, zaglądający tu z nienacka, zza winkla, zza gazety, zza rzęs, z życzliwości i z innych niejasnych przyczyn, życzę wszystkim na Święta i Nowy Rok, żeby Was otaczała życzliwa i serdeczna atmosfera lucka oraz sprzyjająca aura meteorologiczna, w kolejce po karpia, w korku na moście , przy zagniataniu łazanek i przy świątecznym, sutym stole. Życzę złotych środków na troski, odporności na głupotę świata, gotowości do marzeń i wiary w ich spełnienie. Mądrych aniołów i nierozgarniętych diabełków.
Szczęścia w miłości i grach liczbowych, czasowstrzymywacza / czasodopalacza (zależnie od potrzeb), niskich rat kredytowych, wysokich odsetek na niebotycznych lokatach, zdrowia wzgl. mądrego znachora bez kolejki i wszystkiego czego Wam potrzeba a nie napisaliście o tym do Mikołaja.
Niech was otula jedwab, kaszmir i dobrobyt. Niech poziom szczęśliwości jedzie Wam cały rok 2009 po wysoko plasowanej bandzie, aż do stanu oszałamiającej euforii.
B.
niedziela, 21 grudnia 2008
w międzyczasie
b.
zamaskowany rabuś okradł rezydencję paris hilton
b.
czwartek, 18 grudnia 2008
ho ho ho 96 - zaczynamy odliczanie do setki
b.
wtorek, 16 grudnia 2008
wstrząśnięty mistrz kateringu
b.
ps.
gdyby jakiś natchniony chemik zechciał wyekstrahować zapach kompotu z suszonych jabłek i śliwek i zastosować go w mydle bądź w wc-pikerze – nie przestawałabym się pienić. tymczasem susz gotowany w biurze powoduje niespotykaną dotąd częstotliwość nawiedzania kuchni przez lunatykujących do gara koleżanek i kolegów. idą tak z obłędem w oczach schodami w górę schodami w dół, stają nad garem , podnoszą pokrywkę, robią sobie inhalację z nawilżaniem skóry i z aureolką pary śliwkowej wracają do biurek. śliwkowi aniołowie .
b.
niedziela, 14 grudnia 2008
konkurując z tomkiem kruzem, czyli miszyn imposiboł tu ziro ziro ejt
wpłynęłam na suchego (szczęśliwie) przestwór bazaru,
but nurza się w chodniku i koślawo brodzi;
śród fali rąk szumiących, śród ludzi powodzi,
omijam najeżone ostrowy teflonowych garów.
już mrok zapada, nigdzie drogi ni kurhanu,
patrzę w portfel, i szukam jak dziś euro chodzi
tam z dala błyszczy obłok? tam jutrzeńka wschodzi?
to błyszczy cekinowy stanik, to wzeszła gwiazda ekranu.
stójmy! - jak pięknie! - widzę kraciaste rajstopy,
których by nie dościgły barchany spod łodzi;
widzę, kędy wzruszony marian nimi odziewa stopy,
kędy wąż śliską piersią wokół łydek jej brodzi
w takiej chwili! - tak ucho natężam ciekawie,
że słyszę głos jej matki- wszak to nie uchodzi !
meandruję alejkami w poszukiwaniu torebusi dla starszej pani. głęboko w grunt wbija mnie kolekcja złotych toreb z wizerunkiem pantery, sama nie wiem, bardziej kiczowata czy bardziej awangardowa. ach i to kusi i to nęci. para starych stadionowych wyjadaczy kręci nosem nad wygórowaną ceną – chodź, rzecze ona do onego – nie będziemy kupować u polaków – tu straszna drożyzna. wnikliwie rozglądam się po twarzach sprzedawców i zaprawdę powiadam wam, trudno tu nawet o namiastkę potomków światowida, o ile ten nie był synem niskopiennego mandaryna. ruchem koszącym przemierzam ścieżki wzdłuż straganów niesiona euforyczną falą potencjalnych nabywców i sama nie wiem kiedy , nagle taszczę kilka mniejszych i większych siateczek urągających proekologicznym trendom. pobieżna lustracja ich zawartości i hyc hyc uciekam z tej idealnej apoteozy królestwa hermesa. w domowych pieleszach przeprowadziwszy konfrontację zdobyczy z listami dochodzę do wniosku, że obdarowani dojdą do wniosku, że wysyłanie listów do santa jest czynnością absolutnie bezsensowną i że santa ma bardzo poważne trudności w czytaniu ze zrozumieniem. a ja się i tak cieszę, że w chwili desperacji nie nabyłam każdemu, jak leci, stadionowego zestawu: różowy stanik, celuloidowa choineczka z pozytywką, chińskie ptasie mleczko i półmetrowy tekowy tukan, z dywersyfikacją płciową w postaci skarpet jako zamiennika stanika. prawie kontenta z wypełnienia misji „p” cichutko sobie w kąciku ćwiczę frazę : ho ho ho , siedząc pod moją śliczną dwudziestocentymetrową celuloidową choineczką ze stroboskopowymi lampkami, jak każe tegoroczny trend dekoracyjny.
b.
środa, 10 grudnia 2008
sesjolodzy znad wisły
b.
wtorek, 9 grudnia 2008
azymut "Ś"
firanki zdjęte. odsetek złamanych agrafek przechodzi luckie pojęcie. mam ręce grabaża, nie baletnicy. szkoda, że nie można prać firanek z karniszem. byłoby szast prast. rozważam (nie) mycie szkła. czy inwigilacja mikołaja sięga aż do moich szafek? czy opuszczenie tego punktu zaowocuje rózgą? na wokandzie straty w szkle kontra rózga. ława przysięgłych skanduje róz-ga róz-ga! ale to ja tu jestem sędzią i na razie odraczam i powództwo i wymiar kary. tymczasem u starszej pani odwieczne gry strategiczne nabierają rozpędu. tradycyjnie anektuję sobie kapustę z grzybami i różne oblicza śledzia. w jednej z popularnych odsłon śledź jest li i jedynie usprawiedliwieniem dla jadalnej kołderki, której skład kosi pokotem każdą dietę i podnosi ku niebezpiecznie wysokim graniom poziom cholesterolu. majonez – korniszonki-ser żółty – tak musiała smakować małmazja i ambrozja. pierogi , decydujemy ze starszą panią jednogłośnie, wszak nieobecni nie mają racji, lądują u alaski. ja mam wielopostaciową alergię na wałek do ciasta. ciotka krzestna kręci mak na kutię, choć do piątego pokolenia wstecz obecności kresowiaków na naszym drzewie genealogicznym nie potwierdza żadna teczka ipn. starszy pan jak co roku dzierży funkcję łagodnego transmitera karpi do tego ponoć lepszego ze światów. no i robi za gajowego maruchę. ma sprostać naszym niewyszukanym wymaganiom przytaszczając na dom drzewko dwa metry bieżące, niezwykłej urody , kwantowej symetrii, pachnące świerkiem i nieopadalne jak jodła do kwietnia. i tylko starszy pan to potrafi. a jutro w pracy pandemonium. sesja zdjęciowa do świątecznych kartek dla naszych ukochanych klientów. motyw przewodni – kolędnicy. turoń kłapiący paszczą (ojciec dyrektor nawet jeszcze nie przeczuwa), gwiazdor, barany , pastuszkowie, żyd i cyganka. więc kręcę loki z mantrą na ustach: cy-gan-ka cy-gan-ka i zaklinam telepatycznie kerownika planu, by na mój widok nie zanucił tęsknie „gdzieżeś ty bywał, czarny baranie, czarny baranie”
10.12.2008 ps.
pakujemy kosy, sztuczne po pas włosy, kartoflane nosy
przywdziewamy kierpce, baranie kożuchy , diabelskie kaftany
bendziem kolendować aż wam z zadków spadnom filcowe barchany, hej !
no i po zdjęciach. a jaką miałam rolę ? uwaga , patrzeć mi na usta cy-gan-ki !!!
normalnie unbeliwyboł no nie ? :)
b.
niedziela, 7 grudnia 2008
familiada
b.
piątek, 5 grudnia 2008
pastując walonki
darz mikołaj, dasz!
b.
środa, 3 grudnia 2008
zapach Świąt ... lub czasopism
b.
wtorek, 2 grudnia 2008
doszkalanie z marudzenia
b.
mesycz ło lisie dla ju
J23 donosi, że
aeer28d
nczp11o ←↕
a zatem kukułka zakuka na cześć gracjana i maksencjusza
sssssssssssssssssszszszsssssssssssssszszsz
b (pod siatką maskującą)