sobota, 26 marca 2016

Ovum - reaktywacja !


Taki widok:
Latam cija na szmacie po maminym kwadracie a tu nagle puzon rżnie walczyka a rytm wybijany na blaszanym bębnie drży szybami na siódmym piętrze. naprawdę. XXI w. A tu orkiestra podwórkowa przygrywa skocznego begina, panowie w kaszkiecikach fałszują ale tak od serca. No to poleciało owinięte w sentyment 5 zł za krzewienie tradycji. Tuż obok ktoś trzepał dywan. Dywanu trzepanego na trzepaku (dla dzieci: to taki relikt z przeszłości, archetyp dzisiejszej yyy bojawiem kawiarenki internetowej?) nie widziałam już wieki. Wiadomo- dziś przychodzi pan z kercherem, odessa, roztocza w płynie pachnącym wypłucze a trzepak samotny i opuszczony, czasem na nim przysiedą wrony. chlip. No naprawdę, żeby człowieka roztkliwił empatycznie trzepak. Ale nicto.
Życzę Wam Radosnych Świąt w gronie dobrych i serdecznych ludzi !
A podobno naukowcy odkryli, że jajo już nie jest be tylko całe jest cacy. Do jaj więc, do jaj Rodacy!




b.

wtorek, 1 marca 2016

Śląskich peregrynacji echo



Myślałam, że nie ma takiego miejsca na świecie, które miałoby więcej schodów niż Lizbona. Błąd! Wystarczy wsiąść do pociągu (nie) bylejakiego (no bo to jednak piendolino) i dać się powieźć na Śląsk. Górny Śląsk. W kulturalnym (kultura fizyczna w udanej kompilacji z kulturą duchową) trójkącie:



Spodek – NOSPR – Muzeum Śląskie lubieżnicy stepu mogą się usmarkać z radości do wypęku. Przypuszczam, że łączna długość występujących tam schodów z nawiązką przewyższa łączną długość wszystkich narciarskich tras zjazdowych w Polsce.


Tak się złożyło, że iż w minioną niedzielę zmuszone byłyśmy z alaską trawersować te wszystkie schody miotając się po nich jakby tknięte pląsawicą Sydenhama raz w górę raz w dół (wydaje misie, że częściej w górę) by ostatecznie osiągnąć zamierzone cele czyli cały katowicki trójkąt kulturalny. Było to o tyle upiorne, że noc zapadła, siąpił śląski , kwaśny kapuśniak, a schody mnożyły się jak jętki, po zażyciu pryszczela lekarskiego. Ponadto zachowywały się (schody, nie jętki) jak schody w Hogwarcie, czyli żyły własnym życiem i niekoniecznie wiodły tam, dokąd właśnie zamierzałyśmy dotrzeć. Gdybym przebiegła była maraton, byłabym mniej złachana niż po tej wędrówce. A jeśli w ostatnią niedzielę Juirij Malanczenko z międzynarodowej stacji kosmicznej zaobserwował przez bulaj świetlistą łunę wokół Spodka, to to byłyśmy my: ja i alaska drałujące co sił w nogach wokół tego kosmicznego obiektu w poszukiwaniu hotelu. Na oko licząc udało nam się okrążyć Spodek kilka razy zanim nas ochrona obiektu nie wyłapała i grzecznie acz stanowczo wyprowadziła z orbity pod drzwi hotelu gdy prędkością krążenia zagroziłyśmy przełamaniu hegemonii w locie kolistym cząstkom latającym po zderzaczu hadronów. I to była słuszna interwencja, która pozwoliła nam przed koncertem w NOSPR a po wizycie w Muzeum Śląskim zapodać sobie, oczywiście, roladę, białe kluski i modro kapuste. Mlaskałyśmy ukontentowane głośno jak na uczcie w pałacu chińskiego cesarza. Zresztą po wizycie w Muzeum Śląskim, zwłaszcza po obejrzeniu ekspozycji w „Kopalni Katowice” nie mogłybyśmy wybrać z menu nic innego (wodzianki akurat nie mieli). Muzeum polecamy gorąco, tak jak nam zostało polecone (frakcji śląskiej przy niniejszym dziękujemy :). bo to fantastyczna wycieczka w przeszłość od neolitycznego kła mamuta przez Powstania Śląskie, mroki I i II wojny światowej , gierkowskie „pomożecie, pomożemy” aż po czas prawie współczesny. Niezwykła, spójna, budząca szacunek kultura. W ogóle tam ludzie jacyś tacy nam się trafili milsi, pogodniejsi (mimo dżdżu) i przysiadalni. A koncert Wodeckiego z Mitchami to feeria Ach! i Och! Małmazja i melba polane ajerkoniakiem (dla Alaski, dla mnie raczej singelmaltem, ale mniejsza o szczegóły, prawda) . No bo. niech se Państwo wyobrażą: 1800 widzów i słuchaczów na kilkunastu poziomach tej przepięknej falistej architektury wstaje z miękko wyściełanych foteli i śpiewa i tańczy razem z Artystami. I buja się w rozkosznej radości i unosi tam, gdzie nie ma nic poza niewyrażalną słowami ekstazą. No topsz. wiem. Nie wszystkich Wodecki z Mitchami tak uniesie. Ale nas i cały NOSPR tam właśnie uniósł i zawiesił wysoko i pozwolił dyndać nogami niczym rozanielonym muminkom na puszystych obłoczkach, w które czarodziejski cylinder zamienił skorupki jajek. Po koncercie, który cudem wygładził nam drogę powrotną do hotelu (zapisać: muzyka łagodzi schody) nabyłyśmy w nocnym i spożyłyśmy (ale nie. nie pod sklepem. No co Wy!) bugarskie wino (bo miało zakrętkę a nie korek, co nam zdecydowanie ułatwiło decyzję) w smaku bardzo delikatne, doskonale wyważone, z LEDWIE zauważalną kwaskowością, doskonale harmonizujące z wiosenną sałatką i owocami morza (z powodu oddalenia od morza użyłyśmy w charakterze przekąski batonik milkiłeja i ten mariaż będziemy serdecznie propagować). No i cały ten weekend byłabym pod niebiosa zachwalała (łącznie z sobotą, kiedy to nastąpiło moje wielogodzinne, bliskie spotkanie trzeciego stopnia z Niezwykłą, Cudowną Osobą i z pewną takoż niezwykłą techniką relaksacyjną. Dodajmy na marginesie, że okazało się, iż oto jestem ralaksoodporna niczym gumofilce na wodę . Ale nie tracę nadziei, że i mi kiedyś przyjdzie wytelepać to coś, co mi bruździ i betonuje neuroblasty), gdyby. Gdyby mi nagle nie wywalono z pewnego radia mojej ulubionej niedzielnej audycji o filozofii. Wywalono Bo TAK (jak mniemam skutek hasła: dobra, zmiana) . szlag mnie trafił taki, że najsroższy grom burzowy w krzyż na Giewoncie musiałby się ze wstydu setnie zasromotać i pójść do najbliższej elektrowni z wnioskiem o doładowanie mocy. Pewna nobliwa słuchaczka tego radia zapowiedziała, że mimo starczego wieku, jeśli ktoś w obronie i proteście przeciw zdjęciu audycji zechce palić opony, to ona już dzierży w pomarszczonej dłoni podpałkę i zapałki. Wszem i wobec deklaruję, że iż jeśli taka akcja będzie miała miejsce, osobiście przyturlam na protest wszystkie cztery letnie opony romana (roman, jako fan radia jest cały za) i zrobię taką zadymę, o jakiej marzy niejeden osobnik, który, tu cytuję za słownikiem SJP w wersji light : jest gminnym, nieokrzesanym oraz prymitywnym do imentu „zwolennikiem określonej drużyny sportowej”
(a futbol jest tu skojarzeniem nader, nader celnym).

b.

ps. zdjęcia pożyczone z sieci, autorom serdecznie dziękuję