piątek, 17 marca 2017

Przednówek czyli mentalna mogiłka


Gdybym miała to, czego nie mam, zakrzykłabym radośnie: pod tarchomińskim oknem z trawnika wychynęły tulipany i hiacynty. Gdybyż były odmianą hydroponiczną miałyby szanse stać się nenufarem na jeziorze zen. bo. siąpi i leje. Naprzemiennie. I robi mi z grządek pole ryżowe. Słońce wybrało emigrację a jeśli, if, czasem tu mi zajrzy to tylko po to, żeby mi pokazać wełniste, szare, zwane przez stylistów marengo, gęste maziaje na oknie odwzorowujące niezwykle bogatą rzeźbę terenu rodem z marsa lub saturna. No ale przecież kilka tygodni przed Wielkanocą nie pójdę myć okien. Trzeba umieć rozsądnie gospodarować zasobami. Zasobami, które zresztą już od jakiegoś czasu pełzają po stronie długu. Wokół wszyscy ciągną na oparach. Pozimowa depresja mizia się do każdego i zachowuje jak najwredniejszy dementor. Wysysa z człowieka wszystko poza zapasami tłuszczu (wredność najwyższego stopnia) i wypluwa takie wymięte truchełko (nadal jednak z wałeczkami nagromadzonymi przez zimę imho poprzez nadpobudliwą asymilację stężonych pyłów PM 10 i PM 2,5). Na trawnikach krzaki pęcznieją pączkami dyskretnej zieleni. W krzaczkach ptaszki radośnie świergolą podjudzane dyktatem przetrwalnikowo-demograficznym. Że też im się chce. Może dla wzmożenia żywotności sobie powinnam kupić karmę dla ptaków. One świergolą, ja wlokę wzgl. pcham siłą odśrodkową swój korpus ku romanowi i tylko konieczność wejścia do kuchni na piętro biura w celu zrobienia trzech pod rząd kaw espresso pozwala mi uruchomić motorykę dowodzącą, że mimo zieleni na obliczu i ospałości kładącej głowę na klawiaturze jestem nadal żywa. Co w zasadzie jest bez znaczenia, gdyż wszyscy inni biurowi kompani wyglądają podobnie i mają podobny temperament nieboszczyka na przednówku wykopanego z korca ziemniaków. Marzec-srażec powinien być w tej szerokości geograficznej zakazany. We wrednym dodatku mam w pracy szczyt G20, czyli w jednym czasie trzech serwisantów mam rozdzielić na dwadzieścia punktów G (nie mylić jednakowoż proszę z przereklamowanym punktem Grafenbergera, raczej pójść proszę w kierunku GCom czyli general crash of machines) oddalonych od siebie setkami kilometrów i pożądających natychmiastowej interwencji serwisu. A moje chłopaki natenczas mówią, benia, dont łory, kip smajling, damy radę. Oni są jacyś dziwni, mówię Wam. Mam kosmitów w serwisie. I choć się nie widzimy, bo ja w stolicy a oni w Mielcu, Elblągu lub Rogoźnie to dla nich właśnie ponadludzką siła używam co rano maskary, dzięki której lokalizuję oczy i blusher na płaskie i zapadłe kości policzkowe usiłując je uwypuklić. Swoją drogą, czy ja się wywodzę z rasy żółtej bądź buszmenów, że no kurna, nie mam no ni jak nie mam pożądanych przez populację celebrytów wystających kości policzkowych a jeno zamiast takie sine zapadłości i poziomy profil poprzeczny twarzy ? (sprawdzić w drzewie genealogiczny, jak już je ktoś dla naszej rodziny stworzy, bo na razie to mgła i nieprzejrzystość razy pińcet. W sumie to mi to rybka te wyeksponowane poliki, ale interesującym byłoby się dowiedzieć czy pradziadek lub prapraprababka nie mieli tetatet z Czyngis Chanem na ten przykład lub woziwodą z plemiona Himba).
Tymczasem buro-ziemisty marazm przednówka z ogołoconymi pryzmami kiełkujących pyrów rządzi. Smuta, pleśń i tomiwisizm w natarciu.

b.



środa, 15 marca 2017

"Strasznie lubię Cię, piosenko". Strasznie lubić Cię będę zawsze. PANIE WOJCIECHU MŁYNARSKI

Strasznie lubię cię, piosenko, tuż po twoich urodzinach,
gdy cię ledwo nuci cienko kompozytor znad pianina,
kiedy ledwo nuci ciebie piosenkarka gdzieś na próbie.
Wtedy jestem w siódmym niebie, wtedy cię, piosenko, lubię,
wtedy cię, piosenko, lubię.
Lecz niedługo czas to sprawi, znajdziesz się w grupie.
Pan reżyser cię ustawi, choreograf cię zatupie,
kostiumolog cię ubierze i oświetli specjalista,
zbluboksuje cię w kamerze oszalały kamerzysta, oszalały kamerzysta.
Będzie z ciebie świetna dama, elegancka jak sto pociech.
Odtańczą cię w stu programach, zawyją cię gdzieś w Sopocie.
Gdy cię wciągnie ta zbiorowa, rozrywkowa paranoja,
może będziesz przebojowa, ale już nie taka moja, ale już nie taka moja.

Ale nie już tak mi bliska, nie tak bliska, nie wiem czemu,
niż gdy pierwszy raz artystka nuci cię na próbie z tremą.
A ty w owym blichtrze całym, nie gustując najwyraźniej,
wrócisz skromnie w moim małym teatrzyku wyobraźni.

Wojciech Młynarski, tekst z 1978 r.

Pan Wojciech Młynarski odszedł od nas tuż przed chwilą. płaczę bo cóż innego mogłabym.
b.