wtorek, 16 lutego 2016

Agrafia



Macam się po lewym płacie ciemieniowym mózgu. Jakiś taki wklęsły, zapadnięty. Biedaczek. Zaczeskę mu robię z długiej grzywki (alaska donosi, że do naszej ulubionej mistrzyni nożyczek terminy już na drugą połowę marca. Cudownie. Będę nadal musiała wyglądać jak Krystyna Loska.


Z tym, że. Pani Krystynie jakoś tak ładnie. A mnie jakoś tak nieszczególnie i nienakoniecznie). Wklęśnięcie znika pod puklami ale. ma się to nijak do rewitalizacji umysłu. Pilnie muszę sobie na głowę zrobić okład z tłustej makreli. Co będzie praktyczniejsze, niż trzymanie głowy w słoju z orzechami, prawda. Mogłabym jeszcze zahodować na ciemieniu kiełki pszeniczne bogate w NNKt. W sumie to, gdyby skorelować czas kiełkowania pszenicznej trawy z pierwszą wiosenną pełnią byłabym ozdobą każdego wielkanocnego stołu wpinając za uchem kolorowe wydmuszki. Przemyśliwam także obsypanie głowy nasionami rzeżuchy. Bo urośnięta jest jadalna, bogata w to siamto i owamto a w dodatku pyszna na bułce z masłem. No w każdym bądź razie podejmnę jakieś działania antyagrafijne. Ale. za skutki ręczyć nijak nie mogę. Najlepiej byłoby, gdyby ktoś władny (rząd może? on wszak wszystko może) zrobiłby mi tu natentychmiast maj. Bo. Ten nibyzimowy-nibywiosenny międzyczas robi mi z mózgu wyschnięte na wiór szare piure.
b.

środa, 3 lutego 2016

Delegowanie kompetencji


- Aniele Boży, Stróżu mój – stosownym szeptem
- Aniele Boży, Stróżu Mój ! – stosownym poirytowanym szeptem
- ANIELE BOŻY STRÓŻU MÓJ !!!! wrzeszczę tak donośnie, że chyba usłyszą w sąsiedniej parafii a w seminarium za płotem alumni zawołają na Jutrznię mimo zapadającego wieczora.
- ANI... zaczynam niczym trąba jerychońska gdy nagle łaskawie dobiega mnie z ciemnego kąta
- No co?
- Co, no co? - podobno masz zawsze przy nie stać a ty się gdzieś włóczysz i jak wołam ku pomocy to jakbym soczewicą w mur
- Się mówi, grochem o ścianę- odburknął pouczająco
- Się mówi jak się chce, teraz są nowe czasy i soczewica jest bardziej on top od grochu
- Nie lubię soczewicy
- No i dobrze, wcale jej ci nie daję. A przy okazji, nie wiesz gdzie moja ostatnia puszka groszku się podziała ?
- ...
- nie wiesz?
- Nie wiem. Nie wiem czy ci powiedzieć bo się wściekniesz
- Zeżarłeś !?
- Zeżarłem, ale się zbliżała data przydatności i aby cię ochronić przed zatruciem , wziąłem to na siebie – jako twój anioł stróż – nagle wyprężył korpus i stanął w gardzie
- No proszę, jaki troskliwy – a z puszką cóżeś zrobił – wiesz, że mamy segregację
- Oddałem Florianowi
- A ten co za jeden
- Patron hutników
- Znaczy, złom zbiera
- Zbiera, i się pyta kiedy przyjść po te puszki po ciecierzycy- to mu powiedziałem, że chyba na świętego nigdy, bo żeś o nich zapomniała, a ja takich rzeczy do ust nie biorę
- Grzebaliście w mojej spiżarce?
- Zaraz tam grzebaliśmy- obruszył się i nadął – Florian rzucił okiem na szafkę i skonstatował potencjał – aha i mówi, że jakby co to on te z anszua to bierze nawet nieotwarte
- A co, w hucie idą do wzbogacania surówki?
- Nieeee, Florian taką ma słabość do anszua, już od maleńkiego
- No, ja go rozumiem, zaproś go jak będę robić sałatkę nicejską
- A nie, we środę to on nie może, ma dyżur na szrocie
- To niech przyjdzie we czwartek. Zaraz. Ty wiesz kiedy będę robić nicejską?
- No. We środę
- Ale czemu we środę?
- A to nie wiem, strasznie trudno wytyczyć twój gastronomiczny algorytm. Próbowałem jakiejś logiki ale tu się nic kupy nie trzyma.
- Co ma się trzymać, się mi zechce to robię
- No właśnie. Więc nicejskiej ci się zachce we środę
- Tyyyy – zaczęłam sprytnie ciągnąć za anielski język - a ty wiesz co będzie za dwa tygodnie?
- 17 luty będzie
- O Boż...- jęknąć chciałam ale mi on przerwał splątawszy język w supeł. cicho! scenicznie zaszeptał - Nie wzywaj! Bo będę miał kłopoty a i tak jestem aktualnie audytowany
- Audytowany?
- No
- Za dużo używasz tego no, przydałoby ci się wzbogacić jakoś słownik.
- No wiem. To samo mówią braciszkowie. Że mam manierę z gminu. Mamusia mówiła, że mam ciężką mowę ale za to sercem, pematią i dobroczyństwem przewyższam tuzin zwykłych aniołów
- Empatią chyba?
- Tym też
- A czemu jesteś audytowany, ja się nie skarżyłam bynajmniej
- Aaa bo mam kiepską sprawozdawczość i statystycznie to ja leżę.
- Tabelki?
- Tabelki
- W excelu?
- W excelu :)
- Aj, to ci nie pomogę
- No. Wiem. Takaś sama noga w tych tabelkach albo gorsza ode mnie
- To fakt. i co będzie?
- A nic, już jestem umówiony na piątek z Anatolem z Laodycei
- To ktoś od ogólnie pojętej matematyki?
- No, tak jakby
- A nie mógłbyś się przy okazji umówić z kimś od wzbogacenia słownika ponad „no”
- No mógłbym. Ale nie będę miał teraz za dużo czasu. no chyba, że tamten jest bardziej w tym względzie kumaty niż ja. co jest wielce prawdopodobne. I mię podszkoli i „no” wyruguje
- Jaki tamten?
- No ten, do którego mnie posyłasz żebym go wsparł
- Skąd wiesz?
- Wiem. Mam już grafik nawet.
- I co, jesteś gotowy opuścić ciepłą, leniwa posadkę u mnie ?
- Zaraz tam leniwą, cożem ja się naganiał za tobą
- ale przyznajmy bez bicia, wołałam cię głównie gdy mi było potrzeba wolnego miejsca na parkingu
- No ale proszę ja cię, w stolicy znaleźć miejsce parkingowe dla romana to nie jakiś pikuś, prawda
- Prawda, tylko, że teraz profil działalności ci się znacznie odmieni
- Aha.... płodozmian znaczy się. Tak przypuszczałem. A ten, którego mam wesprzeć to chociaż fajny jakiś? Na piłce się zna? Sałatkę z groszkiem zrobi? O anielicach go można zagadnąć ?
- Się mi wydaje, że fajny gość, tylko roboty będzie miał teraz ciut więcej niż normalnie więc mu na wsparcie idziesz, bo u mnie jak widzisz, to nuuuda panie i droga na Ostrołękę i zupełnie się tu marnujesz, a tymczasem jemu to trochę więcej mocy, endorfin, serotoniny i tych innych minerałów szczęściopochodnych się przyda bo mu podopieczna się znarowiła i wymaga dubeltowej opieki.
- Roszczeniowa znaczy, bardziej
- No, tak jakby, poniekąd, coś jakby, tymczasem
- No – uśmiech na anielskiej twarzy mego anioła stróża rozpromieniał jasnozłotym błękitem - to ja takie lubię, bo u ciebie, sorry - że zacytuję angela guardiana z Albionu - ale można z nudów pajęczyną obrosnąć.
- Więc jak? Dil?
- Dil, kochaneńka, dil, jak najbardziej. I tylko na potrzeby sprawozdawczości TEGO Co wiesz, jaką to my dziś mamy dietę dzienną, bo jeśli chodzi o dojazd to z marszu mówię, za dojazd nie liczę
- Dieta jak najbardziej lekkostrawna
- No, ale ja na myśli miałem jakby stawkę
- Kochany aniele stróżu mój, stawka, standardowo, większa niż życie


b.


Suplement

Na skutki odesłania anioła nie trzeba było długo czekać. spierniczyło z hukiem na całej linii wzdłuż równika. A mniemam , że i w szerz. Najpierw w biurze wywaliło w niebyt mój komputer. Im bardziej naciskałam start, tym bardziej apud adalb. A dochotry w Bielsku-Białej mówią e. Znaczące e. Zdalnie to my nie leczymy. Pacjenta nam przysłać, rozkroimy, diagnosta się pochyli, śledzionę w nadmanganianie wypłucze, krwioobieg udrożni a w najgorszym przypadku zrobi się przeszczep. Dwa tygodnie na L4- poniżej nam się nie kalkuluje. Równie dobrze mogłabym sobie teraz w tych okolicznościach odrąbać najpierw głowę a potem ręce. odwrotnie chyba trudniej. Tymczasem. Śpiąca od sylwestra brać maszynowa zechciała zatańczyć histerycznego serwisowego kankana. Pląsając w rytm tańca świętego wita przysporzyła frontalny atak. Flanki ataku wyłaniały się z chaosu podle najznamienitszych prawideł w myśl „kupą mości panowie, kupą” najsampierw, to machałam. Szufelką machałam i sypałam proszkiem gaśniczym. A potem to już tylko pilnowałam, żeby mi nozdrzy nie zatkało. W szczytowym momencie na arenę wkroczył telefonicznie o-d z pretensjami potocznie przyjętymi za wyraz dezaprobaty i nieukontentowania (czytaj: a teraz robimy beni furkoczącą awanturę i powalamy na matę lewoskrętnym nelsonem) i wystrzelił z kolumbryny gorzkim śrutem prosto w mój ostatni nerw, co mi na skroni pulsował niczem niekontrolowany wytrysk odwiertu ropy w zatoce Meksykańskiej. W trymiga napięcie na linii Warszawa-Berlin spaliło światłowód. Gryzący dym diabolicznie zachichotał, pociemniało a ze zgliszczy wychynął stosowny okólni o-d na temat. treść długa i zawiła a sedno brzmiało: albowiem nie może być tak! nie może być tak, że komputer wylatywa sobie w kosmos i robi gigantyczną zawieruchę z hekatombą. Kciukiem prawej dłoni zatamowałam kolejny wytrysk krwi do mózgu a okólnik wyraźnie i głośno przeczytałam mojemu komputerowi, spakowanemu do kliniki. a potem odebrałam kolejne fefnaście zgłoszeń serwisowych, utuliłam nieutulonych, podrapałam po pleckach swędzących , nałgałam w dobrej wierze pragnącym otuchy i spaliłam sobie obiad w biurowym piekarniku. Aniele drogi, ja ci delegacji bynajmniej nie cofam. Ale. gdybyś jednak zechciał czasem rzucić na mnie okiem znad tego telewizora, co go ma kolega dyżurujący u Starszej Pani, to ja bym była wdzięczną. Zielony groszek cały do twojej dyspozycji.
b.