wtorek, 23 maja 2017

Zacznij od Bacha


Jak byłam malutka to dostałam w prezencie, nawet nie wiem od kogo (Mamo?) takiego misia. Tomka. Wyświechtany stał się był strasznie przez lata. pamiętam, że miał żółte spodenki na szelki. Spaliśmy razem do osiemnastego roku życia mojego i chyba jego. Nie był moim powiernikiem. Był raczej moją łącznością z dzieciństwem. Aż kiedyś z okazji osiemnastych urodzin moja koleżanka przyniosła mi w prezencie pieseczka. I nastał w domu czas panowania szurniętego do imentu dalmatyńczyka. Nastał ten czas z moim niezamierzonym błogosławieństwem idiotki nie umiejącej się z psem porozumieć (choć bardzo chciałam go wytresować/wychować alem była za gupia). psa nazwaliśmy Paco. I ten Paco, pozostawiony sam w domu/mieszkaniu , robił nam cyklicznie jesień średniowiecza. zjadał lamperię, boazerię , kafelki , trelki, dywany, ściany, demontował kaloryfery i rozprowadzał równomiernie po całej podłodze zapasy cukru, soli, mąki i proszku do prania (lata dziewięćdziesiąte przypominam, po wszystko się w kolejkach stało). a na spacerze uwolniony ze smyczy uciekał w poprzek nowo otwartej Trasy Toruńskiej gdzie bądź byle w promieniu 4 km i sam wracał na siódme piętro złachany i wytarzany w koszmarnie rzadkim i cuchnącym gównie po pół doby zmartwień całej rodziny. Kochaliśmy go wszyscy, choć wiem, że to brzmi jak abberacja. Aż, któregoś razu zjadł był mojego misia Tomka. Rozpatroszył go na drobne trocinki. Nie było co zszywać, choć Starsza Pani ma w rękach dar, moc i talent nadwornego krawca. Załkałam, poklęłam w poduszkę. Załkałam jeszcze sto razy. Nie przestałam jednak piesa kochać jeszcze lat kilka ale fakt. odgryzł był mnie od mojej dziecięcej pępowiny.
A wczoraj 22.05.2017 los odgryzł był mi tę pępowinę ponownie. Boleśnie odgryzł. I dzisiaj bardziej boleśnie rozumiem tę stratę. Bo moim wspomnieniom lat dziecinnych i młodzieńczych (tak, bez bicia przyznaję, nie byłam ani anarchistyczną rockemenką, ani żadnym fascynatem punck-kultury, niech tu ktoś mi rzuci w jestestwo cebulą. Lubiłam i lubię Alibabki, Kunicką, Jantar, Połomskiego, Fogga, SBB, Osjan, ... ) muzycznie zawsze towarzyszył zawsze On. I zawsze wracał mnie wstecz swoimi przepięknymi przebojami na tenczas gdy,Mama na niedzielny obiad smażyła kotlety schabowe na smalcu („omożebójalejaktonasmalcu”) i pichciła młodą kapustę z koperkiem (O zgrozo dla dzisiejszych dietetyków, z masłem). A tymczasem przez lata on niewzruszony, albo wzruszony, grał, śpiewał i cieszył nas sobą jakby nigdy i nigdy nic się zmienić nie mogło. Jego głos obiecywał mi, że zawsze będzie tak pięknie i wspaniale. I było. A potem jeszcze Jego płytę z 1976 roku odkryli Mitch’e iiii poszłooo. Cudowna nowa płyta „1976 a space odyssey” . nasza (moja i Alaski) płyta ulubiona, ukochana, zgrana do granic zgrania. Uśmiechnięta i radosna. Panie Zbyszku. Z mojej strony nagłe "alejaktotak?". Zostawia nas Pan ? a kto nam dośpiewa nasze dalsze lata, kto nas wzruszy, kto ukoi, kto rozśmieszy, kto zachwyci i kto nauczy jak zacząć od Bacha?
b.