sobota, 15 kwietnia 2017

Wielkanocny podarek

Nikt nie zaprzeczy, że kultywowanie tradycji jest ważne i kropka. Kultywowanie tradycji zanikającej jest zaś arcyważne. I ten paradygmat pcha mnie dzisiaj do tego, żeby zdradzić Wam przepis wielkanocny naszej prapraprababki, która przekazała go praprababce, ta prababce, prababka babce (Babcie w niebiesiech przepraszam ale tak się mówi) a babka dalej i tak przepis trafił na nasz stół. Nigdzie w żadnucieńkiej najstarszej nawet książce kucharskiej nie spotkałam tego przepisu. Nikt spoza naszej rodziny tego przepisu nie zna, nie słyszał o nim i nigdy nie zażywał. Co więcej. Co dziwne. Ten kulinarny zwyczaj praktykowała zarówno prapraprababka naszej mamy jak i prapraprababka naszego taty. I gdy młodzi i piękni nasi przyszli rodzice się spotkali gdzieś na Woli, to już mieli ten jeden punkt wspólny. Potem sobie wypracowali więcej innych ale ten był jak mniemam niezłym zarzewiem „spojenia” rodzin. A ponieważ przepis ten zacny jest niezmiernie i mogę przypuszczać, że smak wybornie ukontentuje wasze podniebienia, to podaruję go Wam dzisiaj abyście się rozsmakowali, poczuli moc tradycji i nieśli w świat, bo szkoda by było by zanikł pośród kiepskich plastikowych marności tego świata.
Musicie zapamiętać najważniejsze: ten przepis ma zastosowanie jedynie i wyłącznie w Wielkanoc i jedynie podczas wielkanocnego śniadania. Zaręczam Wam, że w żadnych innych okolicznościach nie dotrzecie do głębi smaku, nie odpłyniecie na obłoczkach spirytusowych w nirwanie zachwytu ku błogostanowi.

Popijamy (bo nie mówimy tu o daniu, mówimy tu o szlachetnym trunku) gorące małymi łykami ze szklaneczek, no przecież, że nie z kieliszków pfff. Popijamy żurek, popijamy jaja na twardo w musztardowym sosie, popijamy szyneczkę z chrzanem lub jak preferuje Marian vegański pasztet. A gdy przestaniemy popijać szybciutko się kładziemy, gdyż na nic innego nie będziecie mieli już ani sił ani ochoty.

Tadam Tadam Tadam na scenie przed Państwem GRZANKA

Potrzebny Wam będzie cukier kilka łyżek, szklanka wody, miód do smaku, dwie lub więcej tabliczek mlecznej i gorzkiej czekolady, kakao, pół litra spirytusu (owszem, nie bierzemy jeńców). Woda do nieco rozcieńczenia.

Karmelizujemy cukier starając się nie spalić garnka, wlewamy wodę i gotujemy, aż się karmel rozpuści. Niektórzy w ten czas dodają łyżkę masła, my nie. rozpuszczamy w tym czekoladę i kakao i miód. Nie zdejmujemy z ognia (jak kto ma, ja mam, a inni z płyt czy tam co mają w dostępności do podgrzewania). Wlewamy spirytus. Zagotowujemy i podpalamy (wreszcie sobie możecie coś zflambirować), rozcieńczamy wodą jeśli moc zaczyna nam wypalać dziury w garnku albo gdy próby organoleptyczne kończą się omdleniem lub zbyt niepokojącym krztuszeniem próbującego.

Uwaga opary odbierają oddech.
Podajemy wyłącznie gorące, język parzące.
Tak rozpoczęte śniadanie wcale bynajmniej nie kończy się szybko. w naszej tradycji mamy śniadania wielkanocne z grzanką kończące się tuż przed zmierzchem. taka to jest w grzance moc. ale tapczan na podorędziu zdecydowanie zalecamy.

Smacznych, dobrych, zdrowych i szczęśliwych Świąt.

b.

Brak komentarzy: