czwartek, 6 grudnia 2012

Nafciarka


jeśli ktoś z Was zechciałby wziąć do ręki deskę (bez sęku!) i mnie dobić proszszsz bardzo. o niczem innem nie marzę. czas tak mi ostatnio, ekskuzemła, tak zapiernicza jakbym się poruszała trzecią prędkością kosmiczną i tylko patrzeć jak fiuuuu opuszczę układ słoneczny. i bynajmniej nie chodzi o to, że śmigam jak przypalany rozgrzanym pogrzebaczem meteor w trymiga załatwiając wszystkie tudu. binajmniej. swiat wokół mnie śmiga samodzielnie z rozgwizdem a ja stoję w bezradnym rozkroku i wytrzeszczonymi oczami pytam aleosochodzi? gdzie jestem? dokąd kurna zmierzam? gdzie moje domowe paputki? kiedy, i czemu nie wczoraj, było lato i piasek i morze? kto zjadł moją zupę kalafiorową? i czy ja byłam z pieskiem czy bez pieska ? jest tak, że zdecydowanie bezpieczniej czułabym się w bębnie wirującej pralki. tymczasem znalazłam się niewiadomo jak niewiadomo poco w bębnie maszyny losującej przydział do wariatkowa. zwał, nawał i zawał. nie ogarniam już żadnej, nawet najmniejszej kuwetki. mam świdrujący oczopląs i rozbieżnego zeza z powodu wielorakich punktów niezbędnego skupienia. pod przykrywką dawno zetlałego optymizmu pod nosem nucę sobie: ja Wam mówię jest dobrze, jest dobrze ale nienajgorzej jest. choć w natłoku ostatnich zdarzeń i napięć skłaniam się ku Makbetowi, iż życie jest powieścią idioty. no ale. nicto. byle do karpia. karp potrafi wygładzić zabrużdżone czoło. tymczasem zawodowo rzuciło nas znowu we wir świątecznej kartki dla naszych klientów/dostawców (czytaj chlebodawców, czasem ze zjełczałą omastą a czasem ze spyrką). idea tegoroczna jest niezwykle odważna i pozbawiona jednoznacznych i oczywistych świątecznych imponderabiliów (aczkolwiek nie poszliśmy tak daleko w awangardę jak ci z Brukseli, którzy wystawili w miejsce choinki świetlną iluminację sześcianów podobną do niczego). nad brakiem tradycyjnego wizerunku postaci nobliwych w strojach staropolskich pod rozłożystą choiną część firmy utysknęła i z żalu kazała sobie rwać zęby na znak protestu. ponieważ jednak w firmie ograniczono zgubne wpływy demokratyczne wypychając na przód wolę absolutystycznego prezesa, poszedł w obieg okólnik i każden się musiał dostosować. w myśl idei przewodniej przebraliśmy się więc wszyscy za przedstawicieli branż, które inwestują w nasze produkty. mieliśmy zatem górnika z piórkiem kogucim, marynarza z fajeczką, lotnika z goglami, kolejarza z lizakiem , rajdowca z opną i ludzika michellę – czyli mnie. i tu pozwolę sobie na bardzo osobisty oraz serdeczny wyraz wdzięczności dla Jacka, dzięki którego przychylności oraz kombinezonowi (nadmieńmy dla potomności i z całym szacunkiem dla J., że troszkę się utopiłam w rozmiarze) , kaskowi (z takim logo firmy co wiecie, nie mogę powiedzieć na głos),gumofilcom i hamerykańskiemu kanistrowi zabłysłam na planie zdjęciowym niczym industrialna Rita Hayworth. bo. trzeba znać swoje miejsce w szeregu. Wiedziałam cija bowiem, że z naszą przecudną (seriously przepiękną) stewardessą ni się mi mierzyć. ale. przecież. always look at the bright side of life. i jeśli skoro nie mogę być stewardessą (pffff) , to zawsze mogę być współczesnym Łukasiewiczem (Janem Józefem Ignacym. Olgierd to zupełnie inny film) czyli nafciarką (nie, nie nie – nie hafciarką). i tak to naszą tegoroczną kartką zapiszę się w historycznych annałach ojczystego przemysłu wydobywczego. for ever i hope.




a teraz idę spać, bo mam w obfitym zanadrzu kilkaset nadgodzin do odrobienia.
b.

ps. przyniesione w celach fotograficznych na sesję zdjęciową tegoroczne, przez piekielnie zdolne koleżanki A.D.J.M. oraz Starszą Panią misternie dekorowane perłami, wielobarwnym lukrem i krokantem orzechowym pierniczki (osoby mające stosowną w temacie wiedzę wstawiają w to miejsce emotikony najpierw zachwytu, grozy i oburzenia ) najpierw wzbudziły dziki zachwyt (no ba! ) poczem zostały brutalnie zeżarte. troszku mi szkoda. ale. wszak. przez fundus ventriculi do sławy !
b.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Czytam tytuł "Nafciarak". Myślę sobie, będzie ciekawie... Benia nadużyła, potem rozrabiała, a teraz to wszystko barwnie nam opisze. (to się nazywa ekshibicjonistyczna SAMOKRYTYKA). Ale... po kilku pierwszych zdaniach uległem zawodowi emocjonalnemu. Ja tu oczekiwałem ostrej pijackiej jazdy z - być może nawet - delikatnymi akcentami erotycznymi. A tu co - relacja o pedzie przedświąteczny i sesji zdjęciowe i co obrzydliwie w pełni odzieżowej.
Jako moja rada na chwile wyspokojenia i odprężenia - odrobinka "nafty" przed snem.
Pozdrawiam
Bambulu

benia pisze...

ejże, hola, nic nie pisałam o przedświątecznym pędzie. ani słóweczka. pęd opisany należy do rodziny zagończyków codziennych.
dopisac dodatkowo do planu zajęć:
- zalkoholizować się sakramencko, zatańczyć na zbrojonej rurze w stroju lateksowym i zrobić sobie zdjęcie z misiem. nie, no w porządku. gdzie tu jest najbliższy bar? z rurą?

Anonimowy pisze...

Jeżeli już zdecydujesz się na ten krok - z alkoholizowanie i taniec na rurze - to koniecznie w gumofilcach !!! Będzie to bardzo porażający (w wymowie artystycznej) performace.
Już się cieszę na oglądanie na youtube tego porywającego mix-u zmysłowo - choreograficznego...
Bambulu