sobota, 22 czerwca 2013

Na Francuskiej

przed kioskiem pochylał się mnąc w dłoniach karteczkę jakiś pan. wsadził głowę w okienko (swoją drogą co za idiotyczna konstrukcja, że aby kupić gazetę, żyletki czy cobądź trzeba omalże przed kioskiem uklęknąć lub być wzrostu siedzącego psa – co nie jest niczym nagannym ale jednak nie jest to też przeciętny wzrost słowianina – no chyba, że te kioski to patent pigmejski), no więc wsadził głowę w te okienko i zapytał, czy jest kolejny odcinek gazetki dla dzieci: „wierzę w przetwory”. zaintrygowana tytułem też wsadziłam głowę w okienko. lato wszak przyszło, w powietrzu wisi eksplozja ogórków, buraczków, wisienek, papryki i wszystko prze ku wegetacyjnemu szczytowi – to i może mnie się przyda taka gazetka. widziany z perspektywy okienka biust w środku kiosku obrócił się w lewo, potem w prawo a potem na wprost i skonstatował, że takiej gazetki nigdy nie miał w ofercie. pan, obarczony zadaniem rozmnął na powrót zmiętą karteczkę i wprowadził korektę swojego zamówienia: a, nienie, poproszę przepraszam gazetkę „wierzę w potwory”. hm. jestem chyba za bardzo wyalienowana z aktualnego rynku gazetek. lub czasopism.
b.

Brak komentarzy: