czwartek, 18 lutego 2010

wisnia jest wiśnia, choć ślimak to ponoć ryba *

jakoś tak czuję się jak ten ślimak, co mu nagle kazali być rybą. nie żebym ślimaków albo rybek nie lubiła. mule spokrewnione ze ślimaczkami ochoczo wsuwam w zalewie octowej a świeżą rybkę prosto z jeziora via patelnia to bym też i owszem , z chęcią zażyła. bardziej mi chodzi o to, że taką mam jakąś zwichniętą percepcję i ogląd świata. niespodziewanie trudniej mi przychodzi pogodzić się z Faktem. wydawałoby się, że w piątek zamknęły się pewne drzwi i fru do przodu człowiecze z podniesionym, choć pofałdowanym czołem. ale tak się nie chce do przodu. tak by się być chciało jednak ślimakiem a nie rybą. niełatwo jest wbijać sobie do małego rozumku, że to jednak kres –meta-finish. że im bardziej będę zaglądać to tu to tam, to tym bardziej Go tam nie będzie. w ogóle mi się to nigdzie nie mieści.

b.



* http://wyborcza.pl/1,75968,7571387,Slimak_to_jednak_ryba.html

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

dzisiaj pewnie nie uwierzysz, ale czas...to jedyne lekarstwo, które działa; no i my oczywiście, gdybyście z Alaską tylko chciały!
Ju

benia pisze...

wprawdzie wierzę w analgetyczną funkcję czasu ale ponieważ pchać go (czasu) nie zamierzam do przodu, to sie uzbrajam. w cierpliwość . i w nadzieję na wiosnę.
dzięki. zechcemy i
skorzystamy b.

Anonimowy pisze...

chociaż z lekkim opóźnieniem, ale przyłączam się do Ju (to ja, Do); wiem, że najbliżsi nie pozostawiają Was samych w tym najtrudniejszym okresie, ale my też jesteśmy z Wami, gotowe podzielić się pozytywną energią.

benia pisze...

Ooo-Do !

wiemy. dziękujemy. jeśli dotychczas nie kosztystamy z tych zasobów to tylko dlatego, że sama świadomość istnienia tej energii już nam prostuje plecy.