wtorek, 15 stycznia 2013

Na słał słał aż zasłał


ha. nasypało. roman zmienił się w przykrytego białym kilimkiem półsiedzącego wielbłąda. zrzucenie mu z grzbietu (niezrzucenie zagrożone mandatem) dziesięciu cali sypkiego opadu wymaga nagłego przyrostu ręki co najmniej o dodatkowy łokieć zakończony nogogłaszczką z gibkim stawem. brak owychże zastępuje system podskoków wokół auta przypominający taniec rytualny dziewic pigmejskich w intencji wysokiego męża. a tuż po odśnieżeniu poruszamy się po osiedlowych uliczkach wężykiem godnym karnawałowego wodzireja, o milimetry mijając obce zderzaki. albo i nie.

b.

Brak komentarzy: