niedziela, 11 sierpnia 2013

Molim was krucha drogowcy, bardzo was molim i bardzo krucha

poranek wstał przyjemnie pochmurny, co zapowiadało nam atrakcyjną klimatycznie drogę powrotną znad morza do domu. spakowalim, naszykowalim kanapki i wyruszylim. wyboista nieco droga wiła się wśród falujących złotem pól i w urokliwych ciemnozielonych tunelach ze starych buków obrosłych trakty i dukty wiodące do Wejherowa. jeszcze się w nas żagiel bielił, jeszcze w głowach szumiało wczorajsze wzburzone morze a myśli i ślinianki krążyły wokół cudownych ryb smażonych i wędzonych, których kontener wytaszczyliśmy na wynos w ramach prezentów wakacyjnych (bo ciupag o dziwo nie było).TRZY GODZINY! trzy godziny wyjazdu z Pomorza w kierunku Trójmiasta. no topsz. jedząc prowiant dzierżyliśmy. z autostradą było coś nie tak. znaczy urywa się ona gdzieś w Polsce w środku pola i trzeba szukać dokąd to drogowcy doszli z budową z drugiej strony urwanej hajłej. ale. zanim, trzeba się opłacić za przejechane kilka kilometrów. 40 minut przed okienkiem. a kanapek powoli braknie. zostają nam psie ciasteczka, szczęśliwie korbiszcze śpi i można jej podbierać. po wyjechaniu z drogi szybkiego ruchu następuje dotkliwa kara – 45 km drogą ubytkowo rozbabraną w tempie 20 km na godzinę albowiem światła w lesie, ronda na wsiach, zwężenia wszędzie. powoli acz obficie wzbiera w nas adrenalina a zanabyte zasoby relaksu znacząco topnieją. wieści z radia mówią, że alternatywna siódemka stoi sobie koło Elbląga i nie zamierza drgnąć. rezygnujemy z siódemki z gulą w gardłach. korbiszcze nadal śpi, alaska wylizuje papierek po czekoladce wysysając ostatnie ślady endorfin, mnie drętwieją stopy od manewrowania gazem i sprzęgłem, dzidek kompulsywnie zjada potas z pomidorów licząc na obniżenie ciśnienia. mija siódma godzina jazdy. zaczynam myśleć o rozbiciu obozowiska i poczekaniu na dobudowanie brakującego ogniwa autostrady środek Polski-stolica gdy wtem nagle sister namierza trasę Włocławek – Płock – Wyszogród- Nowy Dwór Mazowiecki. i oto mkniemy śliczną drogą podziwiając uroczą panoramę Wisły a przed nami jasna długa prosta szeroka jak morze trasa łazienkowska z finiszem w Jabłonnej, a stąd to już tylko jeden mały myk. mija dziesiąta godzina gdy stajemy pod domem. potem tylko cztery razy wte i nazad rozpakować romana, zezuć rowerek i w końcu zanurzyć twarz we własnej pachnącej pościeli.

jako ciekawostkę dodam, że z Zamościa w okolice Ustki dotarliśmy w DZIESIĘĆ godzin. I takie nam się nasuwa wspomnienie, że w latach siedemdziesiątych jeździliśmy z Warszawy do Kołobrzegu autobusem ogórkiem z przyczepą pełną ludzi w 8-9 godzin. WNIOSEK: nie wiem droga redakcjo, nie umiem wysnuć.

ale urlop udał się był przewybornie i nawet sytuacja dróg polskich i autostrad nam tego nie odbierze, a nawet gdyby próbowała, to będziemy się temu przeciwstawiać siłom i godnościom osobistom

b.

Brak komentarzy: