poniedziałek, 15 grudnia 2014

Driving crazy for Christmas

zrobienie/sfotografowanie kartki dla milusińskich to tylko nieśmiały wstęp do całej bonanzy. od przeszło dwudziestu lat, czyli od zarania firmy, tworzymy, kleimy i uzupełniamy listę klientów, z których co poniektórzy trafiają później na listę de very best czyli na listę kartkowiczów choć czasem z przyczyn egzystencjalnych (przeniesieni w zaświaty) lub z powodu podpadnięcia w niełaskę są z tej listy skrzętnie usuwani gumka myszką. wygenerowanie docelowej listy co roku staje nam sodomą i gomorą w oku cyklonu. jak albowiem ? jak z pięciu tysięcy rekordów wybrać tych 1500 uprzywilejowanych, którzy muszą, powinni, mogliby, wypada lub są z kategorii „nie znoszę tego buca ale kolega ma z nim kont®akt „ więc warunkowo dopuszczamy. jak wybrać, droga redakcjo ? z uwagi na dość kulawy customer relationship management – nasz system zarządzania kontaktami znajduje się od zarania na poziomie pełzającym i w praktyce jego użycie przypomina liczenie całek na liczydłach – wybieranie aktualnych rekordów oznacza żmudne wybieranie soczewicy z popiołu. mimo wieku i charakteru bardziej kompatybilnego z macochą od lat robiłam za firmowego kopciuszka. ten tak ten nie, temu dam temu nie dam, tam dam tam nie dam, kogo kocham, kogo lubię , kogo ... . setki nazwisk, setki spraw, setki przypadków, aż dziw ile jedna jajowata głowa potrafi zapamiętać. sama już nie wiem skąd wiem, że wiem, bo wiem. z czasem dokooptowano mi do pomocy młodszego kopciuszka, co oczy ma bystrzejsze i paluszki zręczniejsze. i tylko sam soczewicy od popiołu nie wyłuska bo gdy lista powstawała kopciuszek brylował natenczas z grabkami w piaskownicy. zmuszenie do weryfikacji listy pozostałych kolegów z pracy nie tylko graniczy z cudem ale grozi lobowym rzutem w kierunku pytającego żeliwnym dziurkaczem będącym u nas na stanie jeszcze z czasów gierkowskich chyba. skompletowawszy listę według w zasadzie nikomu nieznanego algorytmu przechodzimy do etapu robótek ręcznych czyli stemplowania kopert i umieszczania w nich naszych kartek. TYSIAC PIĘĆSET walnięć pieczątką w kopertę, TYSIĄC PIĘĆSET kartek weń. Charlie Chaplin w „Dzisiejszych czasach” pracujący na taśmie z kluczem francuskim byłby z nas niewymownie dumny. po lewej kartki, po prawej koperty, pośrodku stempel. lewą ręką ze stosiku pobieramy kopertę, prawą grzmocimy stemplem , odkładamy stempel, prawą pobieramy kartkę, wsuwamy, zaklejamy, odkładamy, lewą ręką ze stosiku pobieramy kopertę, prawą grzmocimy stemplem, odkładamy stempel, prawą pobieramy kartkę, wsuwamy, zaklejamy, odkładamy, lewą ręką .... pam pam, szur szur, ziip, pam, pam szur szur, ziip, pam pam szur szur ziip... . ażeby nie zwariować w rytmie pam, szur i zip zapuściłyśmy sobie dzisiaj przez komputer składankę piosenek świątecznych i przy dźwiękach „white chrsitmas” oraz „last christmas” oraz „ all i wont for christmas” , jednocześnie śledząc jednym okiem spływające ze świata merytoryczne maile, i uruchomiłyśmy naszą kartkową taśmę licząc na łagodnogenne działanie muzyki i klimat sprzyjający zacnym robótkom ręcznym wywołujący somnambuliczne murmurando towarzyszące kiwaniu i rytmicznemu machaniu nóżką. przy czternastym „white christmas” w wersji tym razem rege dostałam wybroczyn na uszach, przy szesnastym last christmas zadrgała mi niepokojąco mocno powieka i utoczyłąm trochę piany z ust korali a przy dwudziestym driving home for christmas spuchnąwszy mózg subtelnie wyciszyłam głośniki, odsunęłam fotel od biurka i poszłam zapalić, zapowiadając, że jeśli jeszcze ktoś dziś wspomni/zanuci cokolwiek z motywem christmas to sobie zrobię seppuku i obryzgam posoką wszystkie skopertowane już i ostemplowane kartki a potem zamknę się w piekarniku w trybie booster i będzie mnie trzeba latami szpachelką ze ścianek zeskrobywać. gdym wróciła z przerwy komputer sentymentalnie obniżając ciśnienie plumkał Joe Dassinem czym ukoił mi skołatany nerw i pozwolił zakopertować 1499 kartę. tym samym uważam, że stosowną porcję pijosenek okołoświątecznych przyjęłam już w tym roku w dawce wystarczającej do wypęku. i tylko brak stosownego narzędzia powstrzymał mię przed harakiri, gdym wizytując wieczorem pewien sklep w celach aprowizacyjnych usłyszała dzwoneczki zapowiadające last christmas. na prędce się z onych delikatesów ewakuowałam porzuciwszy w kącie najprzódy zebrane do koszyczka dobra. mąkę będę jadła. i popijała kranówką będę. ale dopóki sobie nie nabędę zatyczek do uszu, moja stopa nie przekroczy przybytków puszczających christmassongi. never.
b.

3 komentarze:

BratZacieszyciela pisze...

Litosciwie zdradze, ze mozna nie sluchac, sa napisy.
https://www.youtube.com/watch?v=UbOPZYI6LVg
ale chyba warto...

BratZacieszyciela pisze...

no dobra, pospamuje troche, bo ujela mnie fraza o wybroczynach w uszach
jedyne czego moge sluchac w swieta:
https://www.youtube.com/watch?v=_-TQFwPP9dI

benia pisze...

słuchanie przez czytanie. ekstremalne doświadczenie. a raz dwa trzy pochyla człowieka ku. i słusznie i ładnie pochyla.