wtorek, 23 grudnia 2014

Przypłynęli do Betlejem Pasterze


w bywszą niedzielę zapakowałam do romana dwie choinki nie czyniąc mu tym razem uszczerbku żadnego na istocie (zeszłoroczna dziura w drzwiach z powodu siłą przepychanego nadwzrostu chojaka nadal udaje, że to taki fabryczny wybryk dla kolekcjonerów). mimo słusznego wzrostu choinka Starszej Pani do windy tym razem wlazła posiadawszy giętki czubek (gotsajdank – siedmiu pięter piechtą z drzewkiem pod pachą udało się tym razem uniknąć). czubek po skonsternowaniu nikompatybilności z wysokością sufitu został komisyjnie upiłowany. po dekapitacji się nagle okazało, że czubek ucięto CIUT za nisko. utrata właściwych proporcji, mimo pozostałych i niezbywalnych walorów rzewnej a rzadkiej urody zielonego drzewka przez moment zrodziła myśl o niezbędnej i natychmiastowej konieczności nabycia kolejnej choinki o długości właściwej. ale. w porę żeśmy poszły po rozum do głowy i w miejsce kikuta zainstalowano przy wydatnym udziale szaszłykowego patyczka i taśmy spożywczej brokatową, dużą gwiazdę udatnie suplementującą odpiłowaną choince jej wysokość.
w międzyczasie rozdzwonkowano, przy pomocy niezastąpionego tasaka rodem z lat pięćdziesiątych bodajże, karpia (ugiąwszy przy pewnej okulistycznej czynności srebrną łyżeczkę), z którego palpacyjnie i pincetą w dniu kolejnym zostanły usunięte ości a całość zległa w otulinie krystalicznie przejrzystej galarety na łbach, ogonach i płetwach odzyskanych przy użyciu brzeszczota i kombinerek. tymczasem uporawszy się z tasakiem podjęto straceńczą próbę rozwikłania tajemnicy kołtuna kabli lampek choinkowych. uważam, że idea pojedynczych kandelabrzyków ze stearynową świeczką przycapianych do gałązek choinki w sposób dowolny i niczem (żadnem prądem) nieskrępowanych jest zamysłem wielce światłym. no chyba, że już wymyślono lampki choinkowe wajerles, to ja poproszę. wszystko te ludziska wymyślą ale jak potrzeba czegoś pożytecznego to wakat wakatem wakata pogania. nadmienię jeszcze, że zaposiadłam w tym roku cudną osobistą jodełkę wzrostu siedzącego wielbłąda, która po rozwinięciu z bandaży okazała się choinki połową. otóż posiada ona jedno oblicze przecudnej urody a gdy ją obejść wkoło wykazuje wyraźny brak choinki w choince. taki swoisty iglasty Dr Jekyll i Mr Hyde. co mi w zasadzie na rękę a raczej na mikry metraż w sam raz. Mr. Hyda pchłam do ściany nie zawiesiwszy nań żadnej bańki, za to dr Jekyll na bogato i do wypęku pręży udekorowany tors. jeszcze tylko posiekam sałatkę śledziową, zrobię rybne kotleciki bez ryby (wersja dla Matki Chrzestnej, co ryb i owszem nie tyka a przecież przez cały wieczór nie może mnąć w ustach jednego grzybka w pierogu), uwarzę modrą kapuchę, białą zszatkowawszy zamarynuję czosneczkiem, zleję zakwas z buraków (cholibka, zapomniałam o gazie, nie nie że zakręcić, kupić, nie nie że po taniości w Rosji, w aptece, ale eetam przesirukam przez ręczniczek, pfff), rozdrobnię cebulę do śledzia (alaska karze ręcznie, że bo w malakserze to gorycz wyłazi. przesądy – ciepnę do robota, bo po co go w końcu mam), dokończę stroik co go mam w planach od listopada ale dopiero wczoraj dostałam ostrokrzew a bez niego to stroik jak zima bez śniegu. potem polatam na mopie i popływam na desce do prasowania i hop siup. Święta mogą nadejść.
cokolwiek się Wam wtenczas poplątało, pogubiło, pokrzywiło, upadło, zepsuło, skisło, zmokło, cokolwiek Was uraziło, zmęczyło i utrudziło niech od jutra przejdzie do przeszłości śmieszną jeno anegdotą się stając. znajdźcie pod choinką to czego pragniecie najbardziej. delektujcie się sobą i swoimi bliskimi w świetle pierwszej, drugiej i milionowej gwiazdki.


Wesołych Świąt !
Merry Christmas !
Joyeux Noel !
God Jul !
Froehliche Weihnachten !
Shengdan jie kuaile !
Веселого Різдва!

b.


a tymczasem deszcz padał i padał ku niewysłowionej radości baronowej von szlochen i hrabiego von chlipena.

Brak komentarzy: