poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Araneae – czyli protestsong z konsekwencjami

Tuż zaraz potem, gdy ledwo-co dychawicznym elektroluksem omiotę z niezliczonych pajęczyn ściany, sufity, parapety i podłóg załomki, wyłazi z najciemniejszego kąta kosmaty herszt bandy, spogląda groźnie ku mnie ukosem swoim prostym okiem, nadyma włochaty głowotułów i zarządza niczym potomek Ulrisia von Jungingen’a skomasowany kontratak z każdej flanki. Za kwadrans, gdy kurz bitewny somnambulicznie opadnie, mam w domu pajęczyn w dwójnasób więcej niż przed odkurzaniem. Oplątów mam więc tyle, że mogłabym z nich wydziergać gruby kaftan dla wyrośniętego na gmo słonia (gdybym oczywiście dziergać umiała, która to czynność przypomina w moim wykonaniu próbę ekstrahowania antymaterii z marchewki w zepsutym malakserze). Zrezygnowana rozpatrywałam wywieszenie białej flagi i wejście w pokojowy układ. Albowiem. Nie mam cija nic przeciw samej wydzielinie gruczołów przędnych, która nader śliczna bywa, szczególnie gdy rozpostarta między klamką a ramą okienną połyskuje ranną rosą głaskaną promieniami wschodzącego słońca lub gdy osiadłszy w uchwycie czajnika oszczędza mi pobór mocy na poranną kawę. Ale. Gorzej, znacznie (czytaj: histerycznie)gorzej jest, gdy mi tuż tuż nad poduszką lub w bezsenną nocą zmierzwionej grzywce dynda lub dogorywa w konwulsjach zaplątane w oprząd sieci gigantyczne truchło zwierzęcia wielokrotnie przekraczającego moją tolerancję i akceptację dla insektów wszelakich. Ja rozumiem drobne muszki, komarki i tym podobne stworzenia skuszone światłem nocnej lampki przy otwartym na oścież, bezfirankowym oknie (bo upał trwa bezprzerwnie, więc wentyluję apartament udając wytwarzanie przeciągu. co jest tak skuteczne jak gaszenie ogniska benzenem). Ale żeby mi tu łowić i z triumfem pasteryzować we włosach mamuto-owady przypominające gigantyczne gady i pterodaktyle rodem z jurasik parku to ja sobie stanowczo wypraszam. I skoro (durne) pająki nie pojęły mojego delikatnego protestu (bierzemy pająka w dwa palce, zsuwamy na kartkę w kratkę i subtelnie acz stanowczo ekspediujemy za okno) to. Nie pozostaje mi nic innego jak ogłosić: larum grają. Więc -wojna. Od jutra szlaban na wszelkie pajęczyny. Skoro się nie da po dobroci, to proszę bardzo – wytoczę cały dostępny na rynku wojenny arsenał: chemiczne aerozole i specjalne ultradźwięki, sadzonki intensywnie woniejącej mięty oraz wysypię całą podłogę nienawidzonymi przez pająki żołędziami i kasztanami (choć tu się lekko cukam, gdyż prawdopodobnie musiałabym podjąć się wówczas wyrugowania z mieszkania stada dzików, które ochoczo pochrząkując na takie właśnie frykasy tylko czekają pod moim tarchomińskim, parterowym oknem). Pająki niech się dokładnie wczytają w ten komunikat. Bo ja obiecuję. No more mercy.
b.

1 komentarz:

BratZacieszyciela pisze...

Z pozdrowieniami
http://www.bomba.pl/pliki/obrazki/640xXXX/71a6f28f287f4040b97cca3426e1d996f04c9db6.jpg