środa, 30 grudnia 2015

Międzyczas przez nfz sponsorowany


Z powodu urlopu między Świętami a Nowym Rokiem, który ( i urlop i Nowy Rok oczywista) mi przysługuje od zarania prawem nabytym dozgonnie ( o czym nie wie/zrzućmy na karb sklerozy - pamiętać nie chce ojciec-dyrektor i z każdym rokiem bardziej się wiję jak piskorz w unikaniu świadczenia pracy gdy wszyscy moi potencjalni klienci machają nóżką pod choinką i odkręcają kurki tegorocznych nalewek w celu skonstatowania czy azaliż lejem, czy raczej pójdźmy wszyscy do Ryśka, Rysiek ma już sklarowane) ślęczę od trzech dni w mojej ulubionej, dzielnicowej placówce służby zdrowia. Rozpierducha dnia murowana. No bo każdy jeden pożądany przeze mnie dochtor przyjmuje albo między 12.00-15.00 lub między 13.00 a 16.00 albo między 8.00 a 12.00. a jako intruz bez uprzedniego kilkumiesięcznego zapisu/rejestracji (no nie przewidziałam w lipcu, że mi w grudniu lewa nożna kostka spuchnie i odmówi współpracy, bo tak) zdawam się na życzliwość społeczeństwa pytając, czy mogłabym się dochtora zapytać : przyjmie azaliż azaliż niekoniecznie. życzliwość społeczeństwa objawia się głównie machaniem parasolką i inwektywami, po których źródłosłów sięgać muszę w słownik hultajski, choć i on hadko radę daje. Siadam więc kornie i karnie na zydelku i czekam. przychodnia stosuje różne metody aby delikwenta wykurzyć i np. dla chcących czytać przez pięć godzin czekania nie włącza światła. Lubieżnik literatury nie odejdzie z kolejki pod rzęsiście oświetloną portiernię bo mu kolejka zagra dylu dylu na badylu – życzliwie wytykając - pani/pan tu nie stał/siedział/koczował a my tu owszem od świtu choć mamy numerek na 15;30 a jest dopiero 10:34. Więc lubieżnik literatury skazany na długotrwałe poczekiwanie idzie do rejestracji i prosi o światło w korytarzu pełnym oczekujących . Aaaaa to nie tu. to portier jest odpowiedzialny. Tymczasem portier już zakończył dyżur i co nam zrobicie. Siadam więc w ciemnym korytarzu i przeliczam na palcach rąk czego już dzisiaj nie zrobię. po dwóch godzinach okazuje się, że dziś to ja poza niezrobieniem sylwestrowej sałatki oraz przedsylwestrowego sprzątania na pewno do dochtora od nogi się nie dostanę, no chyba żebym siłą staranowała starotestamentową ciżbę czekającą na zdjęcie szwu, zastrzyk w kolano, pomizianie po obrzmiałych lędźwiach. Patrzę więc krytycznie na swoją kostkę. Nie, no nie jest aż tak źle bynajmniej. Spuchnięta i sina ale nadal użytkowa. Zbieram manatki i odchodzę w glorii pochwał tych, którzy tu przyszli po mnie i swym gestem dodaję im nadziei. W rejestracji zapisują mnie na regularną wizytę na kwiecień. No i topsz. aura będzie bardziej sprzyjająca, pójdę ku o kuli pośród kwitnących krokusów i przebiśniegów, nad głową świergotać mi będzie skowronek , piecuszek, piegża i pokląskwa. Dlatego z niecierpliwością oczekiwać będziemy nowego roku ja i moja kulawa kostka.
b.

Brak komentarzy: