poniedziałek, 4 stycznia 2016

Chopin na łące


Dzięki wczorajszej celebracji wejścia w kolejny rok żywota mego, tą razą ponoć w rok małpy, oblekłam dziś wieczór (wczoraj nie dało rady mimo potencjalnej chęci. bo dajcież pokój. po trzech szampanach nie bardzom była we w stanie oblec cokolwiek w cośkolwiek. a rano i tak oblicze me przypominało zombiszcze wprawdzie dzikim uśmiechem rozanielone ale jednak zieloności pełne. pytania na dziś – kto mi wczora z wieczora pozmywał porcelanowe statki? Czy to ja stłukłam kolejny tulipanowy kieliszek? I skąd ten mendel jajec od wolnobiegających z garncem miodu??? Halo?!) moją nową, puchową pierzynę w łąki umajone.


i nagle nie wiadomo skąd, spośród piernatów, wychynął był mi w suplemencie Seong Jin Cho. Więc Państwo rozumieją, że pójdę teraz w objęcia nowej kołdry i Chopina. I niech mię jakiś budzik rankiem zechce wyrwać z tych piernatów. Już mi go szkoda i żal, bo się naonczas bez lania w facjatę nie obejdzie.
b.

3 komentarze:

Juriusz pisze...

Dla mnie ten dzień nastał dzisiaj. Powrót do roboty po dziesięciu dniach wolnego bardzo boli. Tyle, że bez strat w zastawie rodowej, ale też bez bonusu jajecznego.

benia pisze...

uprzejmie donoszę, że poczta "z" działa idealnie (kto by wątpił). Lenin przybył i wzruszył. jakby co, to póki jaja świeże w zanadrzu posiadam, wysłać mogie tą samą drogą pocztową. w bonusie za :)
b.

Juriusz pisze...

Prężność tutejszej poczty sprawiłaby, że jaja te stałyby się fatalnymi, tak jak w dziele pewnego pisarza wiadomego pochodzenia.