niedziela, 31 stycznia 2016

Poślizg kalendarza z cejlońskim kacem w bonusie



Planowaliśmy i planowaliśmy, terminyśmy uzgadniali od listopada. Kilkanaście propozycji dat odpadło na skutek braku spójności interesów oraz znaczącej rozbieżności a także zaplanowanej absencji w biurze. Nasze coroczne pracowe, noworoczne spotkanie z regionalnymi współpracownikami zaczęło się odwlekać w zamgloną nieskończoność. Aż w końcu ojciec-dyrektor walnął z impetem pięścią w stół (dobra niemiecka robota – meble od Mausera – tak, tego co robił kiedyś takie coś do pif-paf albo ta-ta-ta-ta wytrzymała wzburzony impet imperatora lekko jeno ugiąwszy szary blat) i okólnikiem oznajmił, że albo teraz albo utnie każdemu co ma do ucięcia. Po krótkiej konsternacji nastąpił wybuch jednogłośnego aplauzu tak wielki, że dotarł do Berlińskiej siedziby o-d bez szybkozłączek i światłowodów niesiony podmuchem naszego z głebin trzewi wyartykułowanego na zachód yes yes yes, a raczej gwoli prawy historycznej ja, ja, ja. świecką tradycją takich spotkań jest konsumowanie turyndzkich kiełbas, które ojciec-dyrektor zamówiwszy u zaprzyjaźnionego rzeźnika ściąga szybkobieżnym helikopterem wraz z wątrobianką, pakuje do samochodu i na sygnale przywozi autem do Warszawy jeszcze ciepłe. zrzuca je wieczorem na tarasie biura żeby je w dniu celebracji upiec na grilu. Ugięcie tarasu już z daleka wskazuje, że wątrobiance i kiełbasom towarzyszy kilka skrzynek z płynami rozochacającymi. Nasi sąsiedzi zapewne nie mają bladego pojęcia jakie dobro ląduje tam na tę jedną szczególną noc. A wystarczyłaby niewielka drabinka i pod osłoną nocy zaposiędliby byli cymesy miziające podniebienia mięsożerców i lubieżników płynów wyskokowych. Szczęśliwie zainteresowane składem na tarasie są tylko miejscowe wiewiórki ale ani korków ani kapsli ani turystycznych lodówek jeszcze się otwierać nie naumiały. Podczas gdy teutońskie klu programu spoczywa na tarasie, polska ekipa też wnosi swój gastronomiczny wkład w uroczyste obchodzenie nowego roku. Z powodu tradycyjnej niemożności ustalenia jednobrzmiącego stanowiska w tym roku poszliśmy szeroką ławą po całości zamawiając platery z roladkami z sosem chrzanowym, kurczęcia skapane w owocowych garniturach, camemberty panierowane w złotych koszulkach, grilowane warzywa, sałatki i musy kremowe z owocowym akcentem. Wszystko dzięki pewnej świetnej gastronomii, chętnie dam namiar, bo nie dość, że smaczne to i śliczne to było, że ojej. A ponieważ nagle wyłoniła się frakcja susziżerców, zaordynowano jeszcze 70 szt. japońszczyzny (nasze żołądki antycypując konsumpcję przybrały rozmiar kaszalotów, ale nie bez przyjemności bynajmniej) . Zgrilowawszy ojcem-dyrektorem na tarasie przed południem trzy tuzin turyndzkich bratwurstów (oczywiście wywalając korki w całym osiedlowym kwartale z powodu użycia niemieckiej, energochłonnej szufli do podgrzewania brykietu a Saska Kępa cała w otulinie dymu z kiełbasy – to nasza zasługa!) zasiedliśmy do powolnej konsumpcji podlewanej radebergerem, białym winem, szampanem i narodowymi nalewkami z miodu, orzecha oraz wiśni wyprodukowanymi przez naszego zdolnego kolegę. Nie wiem jak to bywa gdzie indziej, ale u nas celebracja z okazji nowego roku sączyła się w przyjaznej polsko-niemieckiej atmosferze (wiem, jesteśmy wspak aktualnej polityce. Ale ci od polityki mogą nam skoczyć i się pohuśtać na dzyndzlu) ciokoło godzin 10, podczas których nastąpiło ponadnarodowe zbliżenie kulturowe na niwie artystycznej, daleko odbiegającej od meritum obrabiarkowego biznesu oraz zadzierzgnięto więzi i sojusze, które deklaracjami serdecznymi ojcu-dyrektoru wycisły wodę z ócz błękitnych. Ustalono również, korzystając z powiedzmy pewnej o-d pomroczności, integracyjny wyjazd na Sri Lankę wynajętym prywatnie dżambo-dżetem dla wszystkich członków rodzin. I tego się będziemy trzymać planując nasze tegoroczne urlopy.
A tymczasem dla udokumentowania: tak wyglądał nasz stół o godzinie 11:30
a tak 10 godzin później.

b.

1 komentarz:

Juriusz pisze...

W jednym z moich dawnych miejsc pracy sprawy potoczyły się dramatycznie: po czterech godzinach ciężkiej libacji pracowej przełożony zarządził powrót do roboty. Fajne maile były, a niektórych dokumentów szukaliśmy kolejny tydzień.