wtorek, 28 grudnia 2010

o bycie i o bucie

podczas gdy na forum wrzała dyskusja o ingrediencjach sylwestrowych kulinarnych i wybuchowych pewna niewielka część społeczeństwa udała się dziś w świat w celu poszukiwania obuwi zimowej. jak się niebawem okazało jest takowej w naszych sklepach mnóstwo a mnóstwo jednak gdy przeprowadzić wstępną selekcję uznając za jedyny warunek dopuszczalny ale ostateczny ażeby obuw ciepła była to się okazuje, że wielka chała z frędzelkami. bowiem na półkach znajduje się mrowie butów, w których w najlepszym razie można by sobie polatać po podgrzewanej posadzce byleby nie dopuścić do styku zelówka-śnieg. i co zaskakujące, kryterium ceny nie ma tu żadnego znaczenia. czy za czysta czy za stówkę taki sam cienki celofan udający włoską skórkę obleka stopy, które przy minus 10 jednakowo zsinieją zanim odpadną lub vice versa. 5 (PIĘĆ!) godzin tułaczki po rynku podaży zwieńczyłyśmy ostatecznie z marianem polubownym sukcesem na entym chińskim stoisku. tym samym, na którym w pierwszych piętnastu minutach naszej obuwniczej peregrynacji zamierzyłyśmy pierwsze śniegowce by je porzucić ze wstrętem w nadziei na jednak but bardziej doskonały (oczywiście, że zakupiłyśmy potem dokładnie właśnie ten but) . nierozstrzygniętym pozostała nam z dzisiejszego polowania na buty kwestia czy bardziej nienawidzimy chodzić po sklepach czy jednak na basen. stłamszone bulgoczącym konsumpcjonizmem zanabyłyśmy sobie także u wietnamczyków w międzyczasie rajstopy po złotówce od nogawki gdyż pierwsze wyjście z hal na marywilskiej bez żadnego łupu byłoby naszą absolutną klęską. na dowód naszej skrajnej deprymacji zakupowej dodam, że na stoisku z parabiżuterią, gdzie winnyśmy, czerpiąc natchnienie z celuloidowych solarek, z radości sikając po goleniach ustroić się w migotliwe cekinopodobne wyroby stanęłyśmy z marianem przed ścianą tanich jak lichy barszcz pseudocyrkonii z tak bezbrzeżną rozpaczą na licach, jaką ma w oczach skrajnie wygłodniały owcofil-weganin nad miską z higgisem.
opuszczając hale kupieckie osobiście po raz kolejny uznałam, że moim jedenastoletnim traperom z elastomeru nie dorówna żadna poliestrowa alpaka i w kolejny sezon zimowy zadam szyku w stylu mazowiecki woodcutter. oraz absolutnie nic na świecie nie równa się z moimi odmikołajowymi paputkami.




b.

Brak komentarzy: