piątek, 10 grudnia 2010

przedświąteczny kalejdoskop



trochę nie ogarniam tego tajfuna com go sama sprowokowała. świąteczne buszowanie w sieci skutkuje nawałnicą maili informujących o różnym statusie zamówionych przesyłek. się gubie. co zamówiłam. dla kogo. zapłacone z góry czy też przy odbiorze. omójtyboże. kolega zza biurka zabrania mi wychodzić z pracy, gdyż jak tylko wyściubię nos przylatywa kurier i żąda finansowego rewanżu za donos. ponieważ jednak gro przesyłek jest w permanentnej dostawie (jak np. moja ulubiona kuchnia, co zaklęsła w magazynie i ni jej widu ni słychu podczas gdy stara już odłączona więc gotuję głównie dania jednogarnkowe na jednym elektrycznym palniku kuchni wysupłanej z pracowej piwnicy - schedzie po targach) więc eksplorując bazarek i przyległe gieesy sterczę w stuporze nad tym i owym zachodząc w głowę czy azaliż przypadkiem to i owo nie zostało już zamówione w sieci. i taka ciekawostka: wszystko, absolutnie wszystko co zamówione w polskim internecie płatne jest zanim. tymczasem książka zamówiona w germańskim antykwariacie płatna jest – ueberraschung & siuprajz – 14 dni po dostawie. postanowiłam bowiem zapoznać naszego ojca-dyrektora pod choinką z literaturą nadwiślańską i nabyłam mu „Lalę” czyli ekskjuzemła „Puppę” Dehnela w narzeczu alemańskim. a potem go skrupulatnie odpytam. a apropo choinki to moje futurystyczne drzewko z papieru pakowego na wiatraku przyoblekło już anturaż świąteczny. kokardy z papieru toaletowego błyszczą brokatem a bezskrzydłe anioły z karminową bombką na sukience falują zawieszone za szyję przeźroczystym skoczem. jak nie zapomnę aparatu to wrzucę tu zdjęcie. alasce dech w piersi zaparło. pani sprzątającej też gdym zabroniła wyrzucić „to to”. do kompletu na biurową kolację wigilijną przydałaby się jakaś awangardowa kolęda w stylu warszawskiej jesieni. oraz. wychodząc naprzeciw ojco-dyrektorowej germańskiej tradycji wilijno-kulinarnej zapodam na naszym pracowym spotkaniu na stół sałatkę kartoflaną. wprawdzie powinna iść w parze ze smażoną kiełbasą ale umówmy się, są pewne rozsądne granice tolerancji oraz przyswajalności obcych kultur. kiełbasie więc mówmy nasze stanowcze „no pasaran”. śledź, kapucha, kompot z suszu i makowiec zdecydowanie kontra plauaner wurst. a wiecie, że wśród wizytówek osób do których należy w tym roku wysłać naszą kartkę (kartka się rodzi w bólach gdyż motyw przewodni nam nijak ze świętami nie konweniuje i są duże szanse , że w tym roku wykonamy portret zbiorowy, w którym zamiast głów fotoszop zaimplementuje nam bombki. ja to bym chciała taką kulistą, w kształcie grzyba lub cygara) ojciec-dyrektor zlecił mi m.in. dostawcę tejże kiełbasy z plauen? to ja sobie myślę, że jakby ktoś z Was chciał tegoroczną kartkę (co to jej jeszcze nie ma) to i owszem proszszsz bardzo. adresik na maila.
b.
suplemęcik:

Brak komentarzy: