niedziela, 11 września 2011

bezpardonowy atak insektów i psiankowatych

weekend nadszedł w samą porę. byłam już gotowa odbezpieczyć ślepą furię i użyć jej w dowolnie wybranym kierunku. piątkowy wieczór postanowiłam poświęcić na gruntowną rewitalizację zasobów mieszkaniowych, które od czerwca zarastały eskalującymi znikąd kurzem, pleśnią i pajęczynami. w tym celu nabyto ekstraordynaryjnie żartą chemię gospodarczą i żółte gumowe rękawiczki o podwójnej odporności na przeciek. podczas gdy ja urządziłam w łazience kafelkom i sanitariatom jesień średniowiecza, w kuchni na gazie perkotało w trzech saganach 8 kg buraków nabytych świtem bladym na wolumenie, przeznaczonych na jesienną słodko-kwaśną surówkę z papryką, generując opary godne wybuchu wszystkich jednocześnie wulkanów w ognistym pierścieniu pacyfiku. efekt włączenia pochłaniacza był tak mierniutki, że zmusił mnie do podjęcia środków radykalnych. usnąwszy firany otworzyłam na oścież (naprawdę pisane przez „ż”? dałabym głowę i pół królestwa, że przez „rz”) okna i drzwi na klatkę schodową próbując wytworzyć coś na kształt przeciągu, który wysuszyłby mi roszące się obficie okna i ściany. przesiąknięta do szpiku kości cifem opuściłam po jakimś czasie błyszczącą łazienkę i zezuwszy żółte, nadżarte chemią rękawiczki, stanęłam w obliczu zmasowanej inwazji insektów. w moim apartamencie wszystkie ściany i sufity obsiadło może pińcet, może więcej komarów. jakimś niezrozumiałym acz błogosławionym cudem nie podjęły na mój widok żadnego ataku (gdybym była malkontentem westchnęłabym żałośnie, że o. nawet komar mnie niechce) pozostając w nieruchomej mozaice na powierzchniach płaskich. być może ułożone były one w jakiś ważny przekaz ale odczytanie ich przesłania okazało się co najmniej tak trudne jak zrozumienie przepisów wykonawczych ustawy budżetowej (no widać wpadała do mnie chmara komarów o szczególnie wysokim stopniu inteligencji, niestety nie było u mnie natenczas pana Champolliona więc przekaz nie został odczytany). zanim zdążyłam skryć się w wypucowanej łazience obsiadły też szczelnie i jej sufit. narzuciwszy dla bezpieczeństwa szlafrok na głowę wydarłam z zapomnianych otmętów substancję ukilającą insekty, włączyłam do prądu i czekałam szczelnie okutana różowym peniuarem. po pewnym czasie mozaikę z tajemniczym przekazem miałam w apartamencie nadal. jeno, że tym razem na panelach podłogowych, terakocie i we wannie, która zaczęła przypominać zbiorową mogiłę muchówek. pięć. pięć razy latałam po mieszkaniu zasysając w odkurzacz niezliczone truchła. jak tylko wyczyściłam kilkanaście centymetrów kwadratowych powierzchni płaskiej w oczyszczone miejsce opadały kolejne ofiary. po piątym przejeździe pizgłam zrezygnowana sprzęt do schowka, nakryłam się szczelnie kołdrą i poszłam spać licząc na to, że rano warstwa swobodnie odpadających od sufitu owadów pozwoli mi się unieść z tapczanu. przez następnych kilkanaście godzin zebrałam z podłogi, stołu, wanny i innych sprzętów jeszcze kilkadziesiąt zwłok. i jeśli zdawało wam się, że komarów tego lata już nie ma to macie rację. wszystkie są u mnie. w schowku. zastanawiam się jednocześnie, czy zasysając je do odkurzacza nie stworzyłam im optymalnych warunków do licznego odtworzenia gatunku. muszę chyba prześledzić cykl rozwojowy culicidae. po traumatycznym nalocie owadów oddałam się wraz ze straszą panią i alaską relaksującej czynności preparowania 15 kg pomidorów na sos bazyliowo-czosnkowy do konsumpcji, kiedy to nadejdą znów wieczory sałatki nie jedzonej, tęsknoty dojmującej i łzy przełkniętej wpół. Wszystko szło sprawnie ( no może z wyjątkiem krojenia 6 kg cebuli, kiedyśmy się zryczały i zasmarkały niczym na brazylijskiej telenoweli o isaurze i leonsju). do czasu. kiedy 15 litrów uwarzonego sosu należało ekstrapolować po uduszeniu (uduszeniu. hm. to może być kluczowa przyczyna całego zdarzeniu – zemsta pomidora miała nadejść szybko. Niespodziewanie. i boleśnie) z garnka do słoików, spasteryzować i odstawić dla uciszenia wieczkiem do dołu wrzących pomidorowych emocji. o. wtedy się zaczęło. otóż ja was uprzedzam. pomidory to nie są bynajmniej niewinne warzywa/owoce (zakreślić właściwą odpowiedź). pomidory to są podstępne, wyrachowane i zabójcze istoty.. i są bardzo, bardzo inteligentne. najprawdopodobniej dostały zlecenie na mnie i niezwykle skrupulatnie, z dokładnością wręcz mikronową się tego trzymały. podczas gdy starsza pani z lekką dezynwolturą obracała weki wiekiem do dołu, moje weki natychmiast po przechyle o kilkanaście stopni wybuchały mi w dłoniach wyrzucając przed siebie najpierw wieczko a potem z oślizłym świstem wrzące wnętrze zasobnika bomby, tfu słoika. cud, że słoiki trzymałam wekiem od siebie a nie do siebie. wybuch był gwałtowny i ze stosownym pomidorowym rozbryzgiem po całej kuchni. po trzeciej nieudanej (nieudanej z mojej strony, udanej ze strony pomidorowego skrytobójcy ) próbie pokojowego obrócenia eksplodujących pomidorów opuściłam kuchnię krokiem komandosa navy na polu minowym i dalsze czynności obserwowałam zza winkla przedpokoju zaopatrzona w tarczę przeciwpancerną (czytaj dużej średnicy pokrywkę od sagana). pomidory w rękach starszej pani wiedząc, że wytyczając trajektorię ataku nie po linii prostej a zakosami w poszukiwaniu celu ukrytego za winklem ryzykują niepotrzebne zainteresowanie służb specjalnych udawały pasteryzowane warzywa/owoce (jak wyżej, skreślić) i odpuściły atak. na razie. poważnie zastanawiam się, kogo, kiedy minie sierpień, minie wrzesień, znów październik i ta jesień znów rozpostrze melancholii mglisty woal, kogo poproszę o otwarcie weka. już na samą myśl, że mam ten sos przechowywać w domowej spiżarce – sam na sam, fejs tu fejs, ja i pięć litrów z rodziny zabójczych psiankowatych (wygooglam, że. pochodzą z ameryki południowej. i wszysko jasne. bo gdzie są najskuteczniejsze mafie na świecie? gdzie od lat bezwzględne i morderczo skuteczne kartele narkotykowe będące własnością mafii są poza wszelką kontrolą prawa? w Ameryce proszszja państwa– tu pamiętamy o stosownym akcencie. w A’meryce. POŁ-UD-NIO-WEJ. psiagomać) mam dreszcze i pot mi spływa po rdzeniu. chyba będę zmuszona prosić do otwarcia słoika naszą osiedlową ochronę. w końcu za coś bulę co miesiąc te 28,60 pln. niech mi to się w końcu zamortyzuje. a tak w ogóle to serdecznie Państwa zapraszam na spaghetti napoli. serdecznie. skojarzenia z kamorrą nie są bynajmniej przypadkowe. zaręczam. zresztą, kto wynalazł makaron? chińczycy! a zaraz po makaronie wymyślili co? triady wymyślili. tak. TE triady. chyba jestem osaczona. przez insekty i psiankowate. pamiętajcie- strzeżcie się komarów i pomidorów.

b.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

halo! pokonały Cię pomidory, czy insekty???
między innymi dlatego ja nie robię przetworów:)
Ju