wtorek, 6 września 2011

miniatura

byłam cija już na kolejnym akapicie poparyskich wspomnień, gdy word trzasnął z furkotem focha, że dłużej on tej grafomanii nie wytrzymie i wziął skasował bezpowrotnie moje paryskie memuary. czy jestem z tego powodu rozżalona? ależ.(!@#$%^&%$#@) tymczasem więc wywieszam białą flagę (przprszm za konotacje polityczne – samowyszło). zanim odtworzę com napisała, to nadmienię jeno tymczasem, że wieża, TA wieża, za dnia przypomina zaiste porzucone przez budowlańców rusztowania jakubowej drabiny i robi wrażenie dość mierne imho. jednak w nocy, zwłaszcza z tarasu Palais de Chillaot przypomina godżillę ubraną w bożonarodzeniowe lampki, wyłaniającą się majestatycznie ze środka miasta. i choć uprzednio znałam parametry techniczne oraz powielany w bilionach odbitek jej portret, więc w sumie byłam przygotowana na zblazowane wow - to na ten widok faktycznie zatchnęło mię aż do głębi esicy i wewnętrznie wyszeptałam : Ocholerajezusickukochanyjakietopiekne _ŁAŁ!!! zdjęcie docelowe made by Marian. bo. Marian świetnym fotografem jest. to raz. dwa, chyba nikogo nie zdziwi, że stanąwszy oko w oko z panną Eiffel baterie mojego aparatu sklęsły niczym lelija w porze suchej i odmówiły współpracy.







cdn. jeśli word się na mnie odobrazi

b.

Brak komentarzy: