piątek, 23 grudnia 2011

dwie strony piątkowego medalu

wpadłam świtem i przelotem do centrum handlowego. gdym parkowała, parking sprawiał wrażenie opuszczonej stacji kosmicznej. podreptałam po galerii zaglądając , głównie przez zamknięte jeszcze (sic!) kraty sklepów w poszukiwaniu straconego czasu i wylądowałam w otwartym (na moje nieszczęście) empiku. drogi mikołaju, na święta pod choinkę proszę wstaw mi do empiku łóżeczko i pozwól tam zamieszkać. używając nadprzyrodzonej siły woli powlokłam się opornie do kasy z jakimiś jeno fidrygałkami i z zamkniętymi szeroko oczami potykając się po drodze o sterty potencjalnych lektur. przy kasie jeden pan przede mną rozmarzył był się idyllicznie i na wezwanie do uiszczenia kołysał się w rytmie wajt krystmas. no tom go przelobowała rzucając na ladę te moje fidrygałki. pan znagła się zreflektował i naburczal mi do ucha – że no ale tak mu zza pleców kolejkę przeszłam i że kultura rzecz nabyta. odburknęłam mu, że właśnie tę kulturę nabywam a jakże i czasu nie mam by czekać na zawieszonego godota. a że to święta, to się ku panu odwróciłam by go obdarzyć serdecznym uśmiechem i wahnięciem rzęs. za mną stał istny apollo (w ubraniu) i mierzył do mnie śmirecionośną błękitną tęczówką. zawachlowałam rzęsami nieco intensywniej i umieściłam na twarzy uśmiech numer sześć ale apollo pozostał zimny jak lód. no trudno. przynajmniej przy wigilijnym stole będzie mógł opowiedzieć rodzinie o wstrętnym, niewychowanym babsku. tak też przechodzi się do historii. potem w okolicach smyka znalazłam małą różową puchatą dziewuszke lat może jeden i trzy czwarte. zagryzając słomeczkę wędrowała sobie samodzielnie do wnętrza galeryjnego brzucha wieloryba. z wysiłkiem moich skrzypiących kolan ukucłam przy niej dopytując się gdzie to mamusia, może laleczki dla niej szuka w sklepie. dziecinka wykazywała intensywny brak zainteresowania rodzicem. wzięłam to-to za rączkę i przyprowadziłam przed oblicze ochrony, gdzie w stanie przedzawałowym dorosłe zwierciadlane odbicie puchatej dziewczynki wszczynało właśnie akcję poszukiwawczą. i tak to odpokutowałam sobie zły uczynek dobrym . a gdy wyszłam z centrum handlowego okazało się, że na parkingu zorganizowano nagle fleszmob pt. „hej Polsko, postaw swoje auto pod centrum handlowym”. obdarzana wdzięcznym wzrokiem czatujących na miejsce parkingowe odjechałam romanem w siną dal. a teraz idę, uzbrojona w pińcetę pozbawić rybki kręgosłupa morlanego. kompot perkoce i pachnie, śledzie się moczą w brokatowej zalewie, wyfiokowana jodła szumi na górszczycie staropańszczyźnianej. idą. idą Święta.

b.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

pisz! pisz! pisz dalej!
i nie przestawaj!
czego przede wszystkim sobie życzy
alaska

BratZacieszyciela pisze...

dolanczam sie dolancznikiem do alaski, nieustajaco, a tlum bedzie spijal slowa z twych kart wirtualnych