środa, 24 kwietnia 2013

pitu pitu

drapie mnie parę rzeczy w potylicę. nic w zasadzie specjalnego, ot jakieś zagubione w szarej masie neuroprzekazy. blog się zrobił taki ę ą, że nawet sobie tu nie mogę pożonglować wulgaryzmami ani opierniczyć ani obsmarować komu zadka jak trzeba no bo nie wiem kto to czyta. a raczej , raczej wiem względnie przypuszczam kto, więc obowiązuje mnie kod kreskowy kulturowy wytaszczony z domu , obciążony kokardką na warkoczykach, białą podkolanówką, dygnięciem dla cioci i dzieńdobry dla sąsiada oraz paroma jeszcze innymi wprasowanymi w osobowość formułami, które mi blokują potoczystość niższego rzędu utkaną gęsto wyrazami inwektywami oraz kapiącą bezpardonową i sarkastyczną złośliwością. przyjdzie mi ukryć się gdzieś w sieci z moim paskudnie haniebnym alter ego. a tymczasem rozpoznałam jeden z drapiących neuroprzekazów . to pit. pit mię świerzbi pod naporem końca rozliczeniowego miesiąca.
b

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Benia - jak najbardziej - dawaj sarkazm, złośliwość i wulgaryzmy. W największym nasileniu. Jako pochodny z Grochowa mogę Ci kilka ciekawych słowotworów podrzucić... Będzie weselej
Bambulu

BratZacieszyciela pisze...

no wlasnie czekamy juz od dawna na to co i owszem