niedziela, 24 stycznia 2010

jak jest zima to musi być zimno, n'est-ce pas?

co to ja pisałam tam na dole? że zimno ? pfff. mój staroświecki (czytaj vintage lub czytaj oldskulowy) termometr za oknem ma skalę czerwoną na plus i niebieską na minus. dziś rankiem bladym świtem ni znalazłam nań rtęci. ani w obszarze czerwonym ani w niebieskim. pomyślałam, że może opanowała nas próżnia. czy ktoś wie ile stopni ma próżnia? no nicto. roman nieco rzęzi ale odpala. wierny druh. a potem tak stęka i jęczy jak go proszę o 26 stopni. aż mu się z tyłu lampki przepaliły. w związku z mrozeńkiem nanizam na żyłkę skwarki dla sikorek. lub dla łabędzi. tu u nas na wale to nie wiadomo , które szybciej podleci. nie mam słoniny a tych skwarek , co je mam w zamrażalniku, to w życiu nie skonsumuję. no to niech chociaż ptaszyny się ukontentują. coby tylko tej żyłki nie połknęły. wiedziona instynktem samozachowawczym wdziałam dziś w końcu czapkę na czerep. czy wy też tak macie, że potem wyglądacie jakby wam dobrze zbieżnikowany traktor po czole przejechał? dwa razy ? pomińmy milczeniem dopiero co modelowaną fryzurę. ona bowiem żyje swoim, trudno pojmowalnym i zdecydowanie awangardowym życiem, w którym wzorce estetyczne nie są z pewnością z tego świata. szkoda , że nasze priorytety wizualne tak bardzo się rozmijają.
a co to jutro? poniedziałek? znowu? ten kalendarz chyba się całkiem zpsował. ja bym jeszcze w ostateczności i łaskawości swojej ten poniedziałek zaakceptowała. pod jednym warunkiem, że. wstanę, jak się obudzę wyspana. jakoś mi się budzik biologiczny rozkulbaczył i mam tak, że sobie śpię, śpię, śpię i nagle myk cyk bum i już. koniec snu. finito. szlus. the end of the end. i ani dudu minuty dłużej. szkopuł w tem, że to najczęściej jest godzina druga w nocy /nad ranem. wtenczas nadzwyczaj śmiało i autorytatywnie obalam mity . liczenie baranów z powodu braku koneksji z góralami idzie mi zupełnie nieudatnie. liczenie od sta do raz tak mi plącze myśli, że wstaję wkurzona i dla podniesienia endorfin zjadam czekoladkę. ja! czekoladkę! ja nie jadam czekoladek! może je sobie powinnam obsypywać miast wiórkami kokosa jakimś sennogennym farmaceutykiem? a gdy już sto razy obrócę się wokół własnej osi w tapczanie i gdy już już mizia mnie po skroniach ciepłą łapką morfeusz. to srrrru i dzwoni budzik. gdyby nie fakt, że to budzik w komórce dawno by zawisł w sedesie .
no to ten. dobrej nocy Państwu.
b.

Brak komentarzy: