czwartek, 6 stycznia 2011

dymy i opary

przyniesione z Okazji kadzidełko zrobiło mi w domu niezłą zadymę. najpierw poskwierczało na srebrnej łyżeczce a potem buchło gęstym dymem aż widoczność w apartamencie spadła do zera. miast suszonych wiórków wielkanocnych palemek tliło się na rodowym srebrze kilka żywicznych grudek o wielce intensywnym zapachu. tliło się i tliło aż podjęłam akcję dekapitacji źródła gdyż groziło oczadzeniem. na kontrapunkt aromatyczny wybrałam perkoczący z wolna w garze rosół na wydobytym z otmętów zamrażalnika korpusie. dorzucona przypalana cebulka robi rosołowi sepiowy imydż. znowu nie włączam wentylatora ( w sumie mogłam za kilka złociszy nabyć stosowną atrapę zamiast). kadzidło i rosół – swoista koincydencja zmysłowego sacrum profanum. a w kocu dochodzi do sprężystej formy moja ostatnia miłość kulinarna – żółta jak kołobrzeski piasek - kasza jaglana z maślaną omastą. niecierpliwie tuptając z warząchwią nad garem czekam na ekspozycję w porcelanie: złocisty rosół z okami, pomarańczowe krążki marchewki, zielone plamki natki a na dnie miniperełki jaglanej. królewskie danie na Trzech Króli.
b.

Brak komentarzy: