wtorek, 15 marca 2011

z dedykacją dla praskiego anioła

powoli rozpoczynam ekstrakcję mózgu przez nos. gdybym tą drogą mogłaż jeszcze wykstrahować nadmiar tłuszczu – nie miałabym nic naprzeciwko. tymczasem spodziewam się skokowego wzrostu jego zasobów (tłuszczu, nie mózgu), a to za przyczyną omalże setki pierogów, z którymi mnie po sobocie pozostawiono. ponieważ w zamrażalniku pokutują inne złoża (często dość płynne, wysokooktanowe) muszę zmóc pierogi nim zapadną na chroniczne zepsucie. dziś zaś nagłemu, nieodwracalnemu zepsuciu uległo mi koło gdym z impetem taranowała krawężnik w celu umknięcia z objęć gwałtownie przyrastającego korka na wybrzeżu szczecińskim. korkowi się wyrwawszy dojechałam na klasycznym kapciu do kina praha. hm. telefon do przyjaciela okazał się być tym razem nietrafionym kołem ratunkowym. no to co. wydłubałam zapas z bagażnika (przy okazji odnajdując zaginioną wieki temu parasolkę, hura) i rozpoczęłam drobiazgową analizę lewarka. moim zdaniem na pewno było z nim coś nie tak. i gdy tak stałam w skupieniu spłynął ku mnie praski anioł stróż, odebrał lewarek, zdjął koło, założył koło i znikł był tak nagle jak się pojawił. ledwom mu zdążyła zaskoczona zakrzyknąć dziękuję. mówię Wam, wróciła mi wiara w ludzkość. przynajmniej w tę ludzkość z prawej strony Wisły.
b.

Brak komentarzy: