niedziela, 19 maja 2013

Noc muzeów vs. kręgosłup


jeśli w przyszłym roku wyartykułuję hasło ”na noc muzeów hajda!” – niech ktoś mnie walnie w ciemię tłuczkiem. cztery godziny kulturalnego spaceru zrobiły mi z kręgosłupa jesień średniowiecza. pierwsza myśl po wysiądnięciu z komunikacji miejskiej na Nowym Świecie aby zasiąść w jednym z setek barów ulicznych, zamówić piwo i gapić się na ludzkość płynącą kompulsywnym strumieniem we wszystkie strony jednocześnie była przednia. ale jej nie wprowadziłam w życie. szłam sobie a każdy obiekt kulturalny oplątany niekończącą się kolejką coraz bardziej mnie wzdragał. świadome i samowolne ustawienie się w ogonku do powszechnie dostępnych w normalne dni muzeów i różnych innych instytucji wydawało mi się przejawem masochizmu. zaszłam do PAN-u gdzie bez kolejki obejrzałam występ archiwum Polskiego Radia (troszku lichusieńki), salę z obrazkami Elżbiety Barszczewskiej i jakieś malowidła samaniewiemkogo. przyjemność bycia częścią radosnego, kolorowego tłumu zaczęła mi przechodzić w dyskomfort przedzierania się łokciami i parasolką aż doszła do groźby wywrzeszczenia „niech ktoś mnie stąd natychmiast zabierze”. moja miejska socjalność jest stanowczo ograniczona. aby nikogo nie rozerwać na strzępki postanowiłam ukoić nerw koncertem Stanisłwy Celińskiej w Łazienkach Królewskich. i to był starzał w dziesiątkę, której po jakimś czasie odpadła jedynka. Łazienki nocą są urokliwe acz mroczne. wzdłuż alejek ustawiono znicze nagrobne, dzięki którym można było trafić do Pałacu. i to było ładne, choć nie wyeliminowało zderzeń z innymi odwiedzającymi w prawie egipskich ciemnościach. pałac spowijała wielozwojowa kolejka, z kawiarnianego ogródka dochodził gwar, pachniały bzy a pawie darły ryje schowane gdzieś w gęstwinie drzew okalających staw na którym pływała scena. w oczekiwaniu na koncert odstałam w najlepszym z możliwych miejsc 40 minut. za mną skłębił się w tymczasie spory tłum. kręgosłup zaczął konkurować z pawiami. i wtedy sobie pomyślałam „o ho, to nie wróży nic dobrego”: scena, aktorka, pawie, mój łkający odcinek lędźwiowy – prosta droga do katastrofy. i nagle wyłowiony reflektorem z toni stawu Paweł Sztompke zapowiedział koncert yyy Marka Dyjaka. Pani Stanisława utraciwszy głos nie mogła wystąpić. sklęsłam. ale się nie poddałam. jeszcze nie. Marek Dyjak ma świetnych instrumentalistów a sam ma charyzmatyczny głos chrapliwie dudniący z wielką mocą. w jego tekstach, jak zapowiedział konferansjer, dominowały krew, żółć i łzy. ja doceniam szczerość artysty i jego wyśpiewane trudne życie. ale. w tych pięknych okolicznościach przyrody nie dałam , no nie dałam rady. mea culpa. bardzo Pana Panie Marku przepraszam, ale musiałam zdezerterować. Pana ból istnienia nałożył mi się na ból istnienia mojego kręgosłupa. po szóstym utworze odeszłam w noc po omacku szukając wyjścia a przydrożne znicze ustrzegły mnie przed zapętleniem w mrokach parku. za najfajniejsze z wczorajszej nocy muzeów uważam przejazdy komunikacją miejską: jakie my mamy fajne autobusy! nie nadążałam czytać wyświetlanych reklam i informacji i obrazków. w jednym było lodowato a w drugim mieliśmy meksykańskie sukulentarium. i musze tu z dumą dodać, że, co do mnie niepodobne – nabyłam bilecik. całodobowy. czy Wy wiecie ILE to kosztuje? za tę cenę mogłabym w Szczytnie kupić 4,28 bluzki! za to dziś mogę go jeszcze spożytkować na odwiedzenie Targów Książki. i niech mnie kręgosłup nie dźga w bok, z targów nie zrezygnuję. a jak kręgosłup nie chce to proszę bardzo, droga wolna, niech sobie gnuśnieje na staropańszczyźnianej. no to idę. do bankomatu. i do stolarza. po nowa półeczkę .
b.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Uchachałem się do bólu. Ja 2 lata temu dałem złapać się na hasło "Noc w muzeum" i doszedłem do wniosku, że owe hasło powinno brzmieć "Noc koszmarów". Wszędzie tłok niemożebny. Nad niczym nie można się zatrzymać w zadumie, bo niesie cię fala ludzka. Odnosiłem często wrażenie ze bezmyślna. KOSZMAR !!!
Pozdrawiam
Bambulu
P.S. Kłaniaj się ode mnie kręgosłupowi.

Anonimowy pisze...

A mówiłam, zostań dziecko w domu i wypij sobie za zdrowie kogokolwiek.To nie! Poniosło cię - to teraz cierp ciało jakżeś chciało.
A nawiązując do wydarzeń kulturalnych to już pogoda dba o to żeby się zbytnio nie rozerwać. Taki był piękny, misterny plan na sobotę na SNL i co? I pstro. W tych strugach deszczu to i szpieg z krainy deszczowców by nie dał rady a co dopiero my. I tak zostaliśmy w domu, kiwając smętnie głowami na strugi deszczu spływające po szybie i pocieszając się towarzystwem Jasona Stathama.
Alaska