środa, 12 listopada 2014

Halny we wannie, gril na tarasie

jutro epokowe, kolejne doroczne wydarzenie. zgodnie z nową, świecką tradycją, nadciąga ku nam ojciec-dyrektor z turyndzkim bratwurstem, brandenburską wątrobianką i małżonką w celu gremialnego zgrilowania na tarasie. męska część społeczności już brylantuje grzywki, damska z pewnością śpi na wałkach. stylowe krawaty odprasowane, odświętne sukienki puchną falbanami. w związku ze związkiem dokonałam dziś drobnych zakupów w celu ugarnirowania kiełbas swojskimi, słowiańskimi dodatkami. czy Państwo wią, ile sobie przeciętny supersam liczy za marynowane borowiki?!!! (fakturę ojcu-dyrektoru pokażę po konsumpcji coby mi nie padł pokotem z grzybkiem na widelcu). otóż prawdziwki chodzą po (z letka naiwna alaska trafiła za piątym dopiero podejściem, Starsza Pani za pierwszym) cztery dychy za słoiczek chodzą. bez zawahania (choć mi oko letko jednak zalatało) piżgłam w koszyk CZTERY słoiczki (a co! znaj pana), dorzuciłam ekstraordynaryjnie północnoatlantyckiego łososia dla zrównoważenia kiełbasianego cholesterolu naturalnym źródłem omega-3, surimi w tej samej tonacji (zawartość omega nieprawdopodobnie nikła lecz wizualnie bomba) a dodatkowo pod kolor na okrasę dorzuciłam obrus, świeczki, serwetki oraz kapary i koperek na poczet skontrastowania palety barw. zacukałam się nieco nad znagła wyrosłymi regałami ze świąteczną dekoracją (tak, tak, to już, tuż!)– Państwo odnotuje: w tem sezonie dominuje srebro, złoto i brylanty - i poszłam mimo, prawie nie nabywając świeczek w słoiczkach z grawerem oszronionych bombek oraz wcale nie prawda, że kupiłam niezliczone kandelabry z soplami królowej śniegu (kwity się mi bo zgubiły więc dowodu brak). jutro pozostało mi jeno nabycie ciast i czekanie na grilowany bratwurst z biurowego tarasu. przy niniejszym przepraszam całą Saską Kępę, ale impreza jest limitowana/biletowana i nawet ten pan, co nam bruździ od kwartału co dzień od rana do zmroku młotem udarowym za sąsiedzką ścianą może się jeno inhalować – taka nasza słodka zemsta za niedogodności. tymczasem oddając się we wannie przediwentowym ablucjom odnotowałam ze zdziwieniem, że mi mimo nalanego ukropu z wanny zimnym halnym wieje. regularnemu wywietrznikowi naściennemu, którem wiatr wdzierał się bez pardonu zaradziłam onegdaj zawieszeniem lichego w treści lecz solidnego w fakturze oleodruku (którym mimo wszystko nagminnie pogardzają inspektorzy-kominiarze żądając natychmiastowego zdjęcia pod rygorem ukatrupienia jakimś nad-podtelnkiem). no ale teraz, co? mam sobie zawiesić kolejny oleodruk we wannie? czy, z powodu braku własnych zasobów, mogłabym na ten cel sobie wyciąć kawałek „Panoramy Racławickiej” o promieniu pasującym do krzywizny mojej wanny?

b.

2 komentarze:

BratZacieszyciela pisze...

Skoro bedzie trojca poddawana grilowaniu to malzonka znaczy cos na ksztalt paszteta? Czekamy na relacje, czy sie dobrze przyrumienila.

benia pisze...

baaardzo bynajmniej
a co do relacji - nastąpi soon