niedziela, 22 listopada 2015

Jasio, Józio, Miecio , Henio *

No więc nadejszła ta wiekopomna chwila, żeśmy się wybrałyśmy z Alaską pierwszy raz w życiu tam, gdzie pod kryształowym żyrandolem mota się na podwyższeniu człowiek we fraku ** z różdżką w dłoni i steruje dźwiękami o wysokim diapazonie. Stosownie do okoliczności przypudrowałyśmy noski, wdziały rodowe kolie, siadły w miękkich fotelach nadobnie gotowe choć też lekko stremowane, czy azaliż podołamy, nie pośniemy z hukiem spadając pod fotel lub też nie wybiegniemy z wrzaskiem tratując po drodze starsze panie w perłach i dziatwę ledwo co od ziemi odrosłą, dzierżącą misia. Jaś okazał się bardzo uduchowiony . Tezaurus podpowiadała, że Jaś bardzo realistycznie ilustruje anielskie śpiewy, w finałowym odcinku przedstawia powrót wysłanników do niebios wstępującymi kadencjami a punktowany rytm majestatycznego preludium symbolizuje boski majestat. Jeśli o nas chodzi, to Jaś uplasował się był na ostatnim miejscu. ekhm. No nie wiem, wydelikacony taki, podszyty powietrzem wydychanym przez Janioły. My, kobiety obierające ziemniaki i latające w przedpołudniowe soboty na mopie nie zdołałyśmy widać jeszcze w sobie odkryć tych pokładów wrażliwości potrzebnych stosownej kontemplacji. Osobiście, przprszm, ale wygoniłabym całą orkiestrę i kazała to samo zagrać natchnionemu organiście. Potem przyszła pora na Józia. Józio lubi smyki. ale tu dał pierwszeństwo oboistce, fagociście, skrzypaczce i wiolonczeliście. To takie trele-morele były. Takie śliczne, słodkie. A fagot, bozieńku jaki piękny: czerwony, błyszczący. I tak sobie pięknie z dzióbków jedli fagocista z oboistką. Cymesik. A oboistka była w stanie błogosławionym tak dalece, że musowo wśród orkiestry za skrzypaczkę musiała być przebrana jakaś położna, na zaś gdyby dziecina zechciała przyjść na świat w tym nadobnym przybytku (zakładam, że przybytek ofiarowałby bezpłatny wstęp dozgonny. Ja na miejscu dzieciny się bym skusiła). Następny był Miecio. Miecio dał popalić mazurami aż się do tańca rwały nogi same. Pyszne to było a mnie jeszcze na dodatek pobrzmiewała w koncercie znana fraza „a chachary żyją, wódkę z nami piją „. Wiem, pójdę za to do piekła. ale co mi tam. byleby tam tak mi grali. Potem maestro ukłonił się efnasty raz, wyszedł na fajkę a za bębniarzami otwarły się tajne drzwiczki i do orkiestry dołączył organista. Bo tam są taaakie organy. Potem jeszcze wnieśli fortepian, Maestro wrócił a panie odźwierne stanęły w drzwiach Rejtanem. Ja tam przeczuwałam, że Henio da popalić, ale Alaskę czekał wstrząs. po klasycznym, łagodnym „plumkaniu” poprzedników na salę weszli drwale i zaczęli w wysokich i niskich rejestrach rżnąć na basie, wiolonczelach i twardych smykach. Powracające obiegniki powodowały hipnotyzujący nastrój. Z czasem człowiek wpadał w te skandowania akordów jak w synkopowaną otchłań. Bębny grzmiały grozą, organy powodowały wibrowanie wątroby a tremolo smyków i frullato trąb odbierały człowiekowi dech. Przez chwilę wydawało mi się, że organista ustawiony tyłem do orkiestry i Maestra ogląda w tv mecz, ale to była na żywo transmisja z koncertu, żeby chłopak wiedział, kiedy nacisnąć klawisz. Naciskał rzadko ale tak, że i na Antypodach musieli mieć dreszcze. W rankingu and the winner is jednogłośnie oraz z hiper-zachwytem uplasowałyśmy Henia na pierwszym miejscu, gdyż targnął był naszymi trzewiami do nieznanej nam wcześniej głębi. W suplemencie uprzejmie donoszę, że potrząśnięta emocjami sister musiała po koncercie zażyć gigantycznego deseru lodowego, gdyż wpadła w szok hipoglikemiczny i źrenice miała O TAKIE! Na mnie cukier nie działa, więc przybywszy do domu musiałam mimo nocnej pory zjeść pół kaczki i słoik ogórków z ciury. A teraz, analizując zajumany (legalnie) program filharmonii, szukamy w repertuarze Henia i Jemu podobnych. Gdyż się okazało, że Jasio, Józio i Miecio to fajne chłopaki, niczego w sumie sobie. Ale. My jednak (zonk, Zonk, ZONK!) wolimy partytury Heniutka.
b.

*
Johann Sebastian Bach - Preludium i fuga Es-dur BWV 552 (oprac. Arnold Schönberg)
Joseph Haydn - Symfonia koncertująca B-dur Hob.I:105 na obój, fagot, skrzypce i wiolonczelę
Mieczysław Weinberg - Melodie polskie na orkiestrę op. 47/2
Henryk Mikołaj Górecki - IV Symfonia Tansman Epizody op. 85
**
Dyrygent: Maestro Jacek Kaspszyk

1 komentarz:

Juriusz pisze...

Jeżeli mnie pamięć nie myli, to statystyczny rodak wyprawia się do przybytku, które odwiedziłyście raz na trzy lata. Wyrobiłyście więc normę (a może nawet przydział) do roku 2018.