środa, 19 sierpnia 2009

alladyn z rybką most łonted

a było tak, że z okazji nadchodzących urodzin mariana poszedłam mu znaleźć stosowny prezent o wysokiej skali ŁAŁ!. szukałam, szukałam i szukałam. a potem jeszcze trochę szukałam. sfrustrowana brakiem czegokolwiek godnego choćby skromnego łał, oblatawszy pińcet kilometrów stosownych powierzchni handlowych wróciłam do domu wprawdzie bez prezentu ale za to z worem. i się nagle okazało, że mi jakoś do wora mimowolnie przypęłzły nju luki własnego apartamentu. jak bonię dydy, nawet nie wiem kiedy przypęłzły. same wlazły do wora i mi przewietrzyły konto. no więc. mam teraz nową O! kapę na tapczanik, nowe poddupniki, nowe nastolniki, nowe świece (z tym nałogiem przestałam walczyć, znoszę do domu stearynę tonami, mogą mi na miesiąc wyłączyć światło a rozświetlę cały tarchomin) , nowe potpourri ( s fransuska bigos) o zapachu kwaśnego cynamonu i nowy debet. w sumie pfff, a bo to pierwszy raz? . nadal zaś, o losie, NIE MAM fikuśnej lampy !



o takej:





więc, ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. upraszany jest o kontakt. albowiem nie mogę wrócić nach hause z kolejnym worem zniczy, a mam przeczucie graniczące z absolutem, że tak właśnie będzie jak tylko rozpocznę kolejną peregrynację po sklepach z wyposażeniem wnętrz. jestem na nie organicznie nieodporna. wchodzę, staje przed półką, wyliczam sto dwanaście standardowych argumentów „przeciw” , po czem natychmiast ulegam podszeptom „weź mnie, będę cię kochał nad życie (dywanik), weź mnie, jestem taka mala (łyżka cedzakowa, szesnasta w kolekcji)" i wychodzę z worem. a więc społeczeństwo niech usłyszy moje S-O-S, S-O-S!
b. z worami pod oczami (też)


ps.
a społeczeństwo śpi i mleko mu się śni,co w półlitrówkach tkwi cicho na progu

Brak komentarzy: