czwartek, 27 sierpnia 2009

dyskomunikacja

ale śmieszne. doprawdy. na skutek nocno-porannej nawałnicy rozpuściło nam kable telefoniczne w pracy i jesteśmy niedostępni jak twierdza d’lf . tym samym komunikację bezprzewodową mogliśmy dziś słusznie zgloryfikować i ukoronować wiankiem z dwużyłowych kabli albowiem zapewniła nam kontakt ze światem.choć umówmy się, moje celebrowanie stanu „hu kers” kazało mi podejść z dystansem to tego udogodnienia i dopiero w południe dałam się przekonać się, że rozładowany telefon bezprzewodowy jednak wart jest tyle samo co przewodowy z rozmokłym kablem, czyli stosunkowo niewiele. ponadto osobisty aparat bezprzewodowy takoż wykonawszy niespodziewaną woltę w sposobie prezentacji wyświetlacza (kolaż psychodelicznych bezładnych pikseli) zgasł. zupełnie jak mariolka dżipieska w drodze do Kielc. rozpatrując możliwe wytłumaczenia opisanego zjawiska nie wypada mi zataić, że być może mam jakieś szczególnie destrukcyjne właściwości magnetyczne. za zaś, po odczytaniu tej notki, spryskajcie ekran ajaksem.
b.

Brak komentarzy: