czwartek, 8 kwietnia 2010

f jak trafik

budzik zadzwonił, jak zwykle 5:30. zwłoki dowlokłam do romana o 6:45. na saskiej kępie byłam już o 8:36. halo?! czyżbym jechała przez radom i puck? ale tam ejże panie. cuś się dziś skorkowało lekuchno w stolicy. ponoć to z powodu rozkopanego (sic!) mostu gdańskiego. ja się zapytowywuję tu drogowców – czemu to mnie powinien ziać i grzębić most gdański skoro do pracy popylam po tej samej stronie rzeczułki?! halo??! A fransuska nadal przypomina dekoracje filmu o okopach pełnych aliantów z I wojny św. ale. za to. na rondzie waszyngtona wzejszły krokusy i liliputowe tulipanki. więc. stojąc w koreńku podziwiam florę. i słucham ptaszej fauny świergolącej w skryszewskim. ile mię kosztuje skręt w saską miast w park wie jeno podwójna ciągła i perkająca w czajniku woda na poranną kawę w biurze. a w dalszej części dnia ja się zapytowywuję, dlaczemu żadna franca mi nie powiedziała, że jak se mam zrobić portfolio bioder to powinnam być po zdrowej dawce laksygenu i po ,de fakto, (ekskuzemła) solidnej defekacji? więc. dziś na kolację szklanka wody i preparat czyszczący. w konsekwencji moszczę sobie legowisko przy sedesie. co ma tę dobrą zaletę, że nie będę najprawdopodobniej spała na boku. bo spanie na boku robi mi taki świdrujący ból w biodrach, że we śnie dostaję zeza i robię ryjek numer sześć. ale za to wizualnie robię teraz za rhiannę (od szyi w górę) , lub jakby stwierdzili nieprzychylni – za paulę. posiadam bowiem nową fryzurę. która składa się głównie z grzywki. co przy moich wypadających zakolach jest szczytem finezyjnego fryzjerstwa tyle bohaterskim co kuriozalnym . ale jak zwykle Aneta rulez!

b.

Brak komentarzy: