wtorek, 20 kwietnia 2010

wulkanizacja


w obliczu medialnej erupcji żałoby w skali ocierającej się o piurnonsens i absurd (akcja zastąpienia różowej szynki w reklamowym folderze kauflandu na znak żałoby szynką szarą wydaje mi się równie poprawna politycznie jak schizofrenicznie idiotyczna) oraz w obliczu erupcji gloryfikacji i wtaczania na piedestał w nimbie złotych laurów i brylantowych wawrzynów fantomowej prezydentury wyciszam ochoczo teleradioodbiornik i zapuszczam w ucho trele szpaka bądź drozda. podobnie nagle jak ejafjoel wybuchła bowiem na wale wiosna. zazieleniała , zapachniała i zaświergotała z siłą yyy wulkanu i otwarła przestrzeń na piesze peregrynacje wzdłuż. a pod oknem na staropańszczyźnianej zakwitły tulipany i jeden szafirek. więc wychylam się z okna i napawam.
tymczasem znienacka i zza węgła wulkan zapylił drogę naszemu ojcu-dyrektoru – i to jest jak na razie ten dobry koniec kijka.

b.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

miałam zrobić pranie... a małżonek mówi, żebym nie robiła bo w domu nie schnie - wyłączył nam ciepełko, a na dworzu pył wulkaniczny, hmmm ... no więc nie piorę, nie rozwieszam, nie składam, NIE...PRASUJĘ!!!! oczywiście nie prasuję tych aktualnie upranych bo nie mam, ale mam za to uprane 2 tony sprzed...zamknięcia lotniska
jaga

Wojciech Roszkowski pisze...

Bardzo ciekawie napisane. Liczę na więcej.