czwartek, 17 lutego 2011

z wizytą u Kazia












Kazio jest wtenczas prawie bezludny. melancholijnie pusty. w tonacji smutnego marengo. urokliwy. w pustej kawiarni tak zaskoczyłyśmy swoją obecnością obsługę, że obsługa z hukiem i rozbryzgiem upuściła z wrażenia tace z latte machiato na witażową posadzkę.w żółto niebieskie rozetki. obleciałyśmy sepiowy rynek i senny Męćmierz niczym rasowi turyści z Japonii strzelając migawką to tu to tam. ale furda tam zdjęcia. celem wyprawy tak naprawdę były naleśniki na Krakowskiej. i cel został osiągnięty. i skonsumowany. a w drodze do i z Kazia jechał z nami Marian Opania i udawał audiobooka. luuubię takie czwartki.

b.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

chlip, chlip, chlip...
Ju

BratZacieszyciela pisze...

Masz, o pani, talent nie tylko na klawiaturze, ale i w medrca szkielku i oku