czwartek, 27 października 2011

o wpływie niedoboru na wyginięcie jaszczurów

skrzętnie posprzątałam sobie miejsce pracy. w sensie fizycznym i metafizycznym. biurko przybrało dziewiczy autfit. klawiatura wyszczotkowana na błysk zalatuje chlorem ale za to klikanie nie równa się przyklejanie. niezliczone karteczki, notateczki, zakładeczki – wszystko powpinane w kolorowe segregatory, przyporządkowane sprawom. sprawy uzyskały statut uregulowania. siadłam porozkoszować się studium doskonałości biurowej i by zaplanować metodologię utrzymania trendu długotrwałego uporządkowania. nie trwało wielu sekund gdy mi na biurko runęła znagła pewna dość śmierdząca sprawa. runęła niczym spadek po przelatującym stadzie dobrze odżywionych pelikanów. zapaćkała wszystko. uruchomiła łańcuch zdarzeń obocznych. wyrzuciła z szaf i szuflad notateczki, teczki, zakładeczki. i sromotnie zrujnowała moją małą arkadię. mój cichy przylądek. moje błogie ustronie. szlak. szlak. szlak. bywają zatem takie chwile gdy chciałabym być … godzillą i móc sobie rozedrzeć ze wściekłym rozmachem jakiegoś stegozaura. no ale nie przesadzajmyż znowu. na znagła chaosik na biurku wystarczy zakąsić magnez ukryty w czekoladce. tylko, że. ja NIE MAM czekoladki. dawać mi tu stegozaura. nał !
b.

Brak komentarzy: