sobota, 22 października 2011

potop myśli i h2o

i znowu falstart. zaczynam przywykać do kolejnych końców świata. i pewnie o to chodzi. tymczasem jestem na 40-stej stronie xsiążki tj. jednej siedemnastej całości. i chyba zamknę ten blogowy kramik. na dobre. albo wybuchnę za jakiś czas gejzerem erupcji epistolarnej zmiatając wniwecz wszelkie przed pisaniem obiekcje. bo jak wiadomo, listonosz zawsze dzwoni dwa razy a babka na dwoje wróży. rozkoszowanie się listami LEM-MROŻEK MROŻEK-LEM ma wymiar transcendentalnej kąpieli w szampanie, a raczej w champagne. (o, zaczynam ekwilibrystykę grafomańską, strach pomyśleć, co będzie przy stronie dwusetnej. po sześćsetnej odbierzcie mi ołówek, rysik, klawiaturę i szminkę. szminką zapisuje się zawsze najgłębsze klu. na lustrze). czytam i kolejny raz przekonywam się, jakież to spustoszenie w mym i tak małym umyśle wyrządziła mi szkoła, sztywno drutem kolczastym wytyczając szablon komunikacji międzyluckiej. szablon formułowania myśli generalnie. nie li tylko tych wallenrodowsko-wzniosłych. ba. tych prościuchnych a jednak dotykających środka rzeczy tu i teraz, żeby nie powiedzieć ekskuzemła, jądra. (przeczuwałam, że zacznę bredzić, ale mi się rzeka myśli ulewa i tamy znikąd do pomocy). zresztą, co do wytyczonych i wytoczonych granic i kordonów, samam sobie winna. bo jak wiadomo z pustego (umysłu) i salomon in trabol. (didaskalium : powinnam się zebrać na bazarek, kupić jarzyny i chleb nasz powszedni alem się oderwać nijak nie mogę. poszukam potem linka do zakupów online www.bazarek.tarchoimn.pl i urwę łeb chytrze). no więc wracawszy do sedna sedn. Panowie LEM i MROŻEK zrobili mi tak, że zaczynam ten wzmiankowany drut kolczasty dostrzegać (choć wcześniej wydawał mi się żywopłotem słodko pachnącej róży dzikiej). oraz z zaskoczeniem konstatuję, żem sama sobie ten druciany żywopłocik skrupulatnie w głowie mej podlewałam i nawoziłam guanem poślednim , nucąc wesoło hymn ogrodników
W radosnych blaskach wiosny rozkwita
Nasza Zielona Rzeczpospolita.
bo otóż,, jak mniemam mimowolnie, udowadniają Panowie L. M. można myśleć i pisać tak, jakby tych drutów nie było. można używać umysłu plastycznie. pozwalając meandrować myślom i słowom po bezkresie oceanu swobody. można, ba, czasem trzeba, szpetnie zakląć w imię słusznego argumentu. (o. coś wali-stuka w ekran. to pewnie zgniłe pomidory. i cebula zjełaczała. ale ja się nie cafnę. to moje poletko i mogę tu sobie uprawiać patologiczne pisarstwo do wypęku).
a jednak poszłam na ten bazarek. i troche ucięło mię od weny. ale i tak dokończę wysnuwanie myśli z myśli kłębowiska. chciałam więc powiedzieć, że po primo czuję się ofiarą systemu edukacyjnego, który mię spłaszczył i wytrybował z polotu jak luzowaną kaczkę z kosteczek. ale. po secundo. nie zatrwożę się wszak też ukorzyć przed winami własnemi i wziąć na stary, skrzypiący bark winy część (wina tym bardzie się nie zatrwożę). truchtanie utartymi ścieżkami komunikacji międzyluckiej jest tempting, veery tempting. i człowiek skwapliwie truchta umysłem po wydeptanym korniszu (bez paraleli ze skisłym korniszonem. chociaż może jednak tak? ) podczas gdy może i powinien szybować po bezkresie za nic mając wytyczone bulwary. żeby nie było to tamto, bulwary są też okej. ale. w wieku zupełnie starczym, jak na edukację, zdrapuję zaśniedziały nalot by nagle odkryć, że wszak z własnymi myślami zrobić mogę co zechcę. i skręcić z utartych bulwarów w kuszący bok i może one (te boki) komuś błysną tombakiem, ale mójci jest ten tombak. i, że wspomniany drut kolczasty może i powinien mi nafiukać i skoczyć. trochę mię przeraża powolność, z jaką odkrywam dla siebie „oczywiste oczywistości”. ale z pokorą i wdzięcznością godzę się z faktem, że proces to słuszny choć nie rychliwy. albo nie. wcale, że nie. jestem wściekła i wkurzona. i najchętniej przywaliłabym za tę powolność komuś z liścia . zmasakrowała golenie i zażądała (wraz z odsetkami) wrócenia mnie w czas, gdy mi rosły piórka. oooo wtedy już ja bym światu pokazała ... .ponieważ jednak gdybanologia stosowana funta lichych kłaków warta, kapituluję rozkręcone przedramię uzbrojone w żelazny, gustowny kastecik (estetyka bulwarowa vs bunt ....dziestolatki) . matkomojajedyna, ja tu o górnolotnych pierdołach a tymczasem zapuszczona do wanny woda postanowiła zaznać swobody . i tak to, siedzę sobie przy biurku i durnie dywaguję i wtem, nagle ooops. coś mi w stopy mokro. myśl mię przeszła taka, że może oto wzniósłszy się na wyżyny luckich doznań dotkła mię właśnie rzeczywistość biblijnego dogmatu i stałam się jego częścią składową (nie, że po palach idioto, po palach). chodzę mętalnie po wodzie tknięta boskim natchnieniem. suspens. dłuugi suspens. wspierany naręczem frottowych ręczników.


otóż nie. Pambóg w swej wielkiej Łaskawości zesłał mi wanienny potop, próbując mię tym samym przywrócić na powrót ziemi z tych moich domorosłych, euforycznych imaginacyj. i tak to gdy już już miałam dotknąć transcendentu padłam na kolana ze ścierą, szmatą i zaskoczeniem, że jednak ordinary lajf is brutal end ful of zasackas. także wodnych zasackach. no. to
Chyba już można iść spać
Dziś pewnie nic się (więcej) nie zdarzy
Chyba już można się położyć
Marzeń na jutro trzeba namarzyć
pomyślałam przedniedzielnym poniedzielskim. i. idę do wanny. znaków Stamtąd ignorować bowiem nie lzia. a Wy nie czytajcie LEMA MROZKA LISTÓW. bo i Wam się potop zdarzyć może.
b.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Zmilcz kobieto ( o tym zamknięciu blogowego kramika) i pisz dalej!!!
Bo jak nie Ty to kto????
Co do reszty tak skomponowanej wypowiedzi nie jestem w stanie, ze względu na liczne ograniczenia umysłowe się odnieść.
alaska

Anonimowy pisze...

pozostaje mi jedynie przyłączyć się do wykrzykników Alaski!!!!!
Ju

BratZacieszyciela pisze...

a ja te lekture jeno do malmazji stylistycznej w stanie porownac bylem w stanie, broda rozdziawiona ze szczescia pochlaniacza ksiazek, ksiege chlonawszy...
a do wykrzyknikow dodam swoje: !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! no bo kto?????????????