wtorek, 4 października 2011

spływ do Sosnowca

generalnie całe moje przygotowania do targów skoncentrowały się w tym roku wokół barchanów. wiem. istny upadek cesarstwa rzymskiego. dobór stosownej garderoby zastąpiono doborem cielistych galotów imitujących talię. problem tychże desusów polega na tym, iż kiedyś ich funkcja obściskania się kończy i zaczyna tragiczna rzeczywistość. właśnie na styku tych dwóch obszarów rozegrała się grecka tragedia. wszystkie te profilujące stylony wyglądają idealnie jedynie na chudych patykach, którym i tak nie ma co ściskać i imitować. w przypadku osób o zasobach cielesnych bogatszych od przeciętnych koniec streczu oznacza początek wyraźnie wybrzuszonego wałeczka vel wałka (czytaj: rozpaczy). po wielokrotnych próbach różnorakiego naciągnięcia galot bez uzyskania efektu spuchniętego baleronu obwiązanego szpagatem poddałam się w całej rozciągłości elastycznych włókien. jedynym strojem, który mógłby zadośćuczynić moim oczekiwaniom pozostaje więc za mały o dwa numery kombinezon płetwonurka. najlepiej w kolorze cielistym. idę, mam tu za rogiem sklep z akwalungiem. na pewno mają też gumowane skafandry.


b.

Brak komentarzy: