czwartek, 19 kwietnia 2012

Cicha przystań, nonajron i wikt

za niezrozumiałym idąc podszeptem udałam się cija w poniedziałek do przybytku cywilizacji, czyli do biblioteki i na krzywego ryja wyniosłam stamtąd kamienie milowe literatury klasycznej. sumiennie ostrzegana przez opinię publiczną miałam świadomość, że to nie będzie lektura łatwa , oj nie łatwa i co do tego, to potrafi tę rzecz zagmatwać aż do stopnia niesłychanego. przysiadłam więc półgębkiem na tapczanie i nieśmiało potoczyłam oczami po pożółkłych kartkach. po pierwszych dziesięciu stronach zaparzyłam w buzdyganku zapas jerby, po czterdziestej stronie obsadziwszy dwa półgębki na tapczanie otuliłam się pledem (choć nie z taką wprawą i nie tak szczelnie jak werandujący się bohater mojej powieści), po kolejnych kilkunastu stronach jęłam się zastanawiać kiedy runie czar tej lektury i będę mogła zgodnie z powszechną opinią publiczną smyrgnąć książką w ciemny kąt z orzeczeniem, że tego się czytać po prostu nie da. dziś kończę pierwszy tom pełna żalu lecz i nadziei bo oto autor zechciał napisać i tom drugi. sama do końca nie wiem co mnie w tej opowieści ujmuje. ma w sobie tyle gruźliczej melancholii. i ten niezwykle tajemniczy klimat zanurzonych we mgle zroszonych górskich szczytów i jednostajnie meandrujących w eklektycznym i introwertycznym świecie bohaterów. a w dodatku tam naprawdę nie dzieje się nic i nie stanie się nic - aż do końca. swego czasu miałam szczęście stanąć u stóp zamglonego deszczem masywu Zugspitze (2.962 m n.p.m.) w bawarskich Alpach. było cicho, szaro, chłodno i niezwykle. jakbym stała przed jakąś czarodziejską górą. wtedy o tym jeszcze nie wiedziałam, ale to była żywcem z powieści wyjęta dekoracja sanatorium Berghof w szwajcarskim DAVOS, gdzie autor wysłał Hansa Castorpa do uzdrowiska (chłe, chłe uzdrowiska). może przez to wspomnienie teraz nie mogę oderwać ócz o pożółkłych kartek i półgębek od tapczana i tylko siłą rozsądku gaszę nocną lampkę zanim świt zastanie mnie w objęciach Tomasza Manna. co mi przypomina, co mi przypomina widok…, tfu wróć. co mi przypomina, że gdy byłam mała i gdy plany były tożsame z marzeniami to miałam takie niewiadomoskąd przeświadczenie, że oto moim towarzyszem , opoką, ramieniem i stalagmitem w ciemnej jaskini życia pełnej śliskich nietoperzy będzie mężczyzna o imieniu Tomasz. być może przeświadczenie wzięło się stąd, że do osiemnastego roku życia sypiałam z Tomkiem ( zanim go pożarł osobisty dalmatyńczyk) i jakoś nie mogłam sobie wyobrazić innej osoby w podobnej sytuacji (chorobliwa monogamia zaszczepiona wraz z pokoleniowym dziedzictwem dobrej mieszczańskiej rodziny, strasznie trudno ją przełamać). i oto poniekąd być może spełnia się moje przeświadczenie – przeznaczenie. w fiszce biograficznej Tomasza M. odnajduję bowiem co najmniej 22 powieści, więc spędzimy pewnie razem jeszcze jakiś czas. a potem. no cóż . idąc tropem imiennym zostanie mi wszak jeszcze św. Tomasz z Akwinu.
b.

11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Ooo..., jestem pierwszy przed alaską. Ha, ha, ha... dawno się tak nie ubawiłem cudzą krzywdą... Ale człowiek jest podły... Może nawet zwyrodniały???
8 lat temu, gdy przechodziłem podobny etap presji społecznej, przeczytałem cały pierwszy tom i jakieś 100 stron drugiego i... poddałem się, mając świadomość, że to może wpłyną na mój wizerunek człowieka inteligentnego. Zaryzykowałem.
Nie wiem co za debil napisał, że jest to: ...jedno z najbardziej wpływowych dzieł literatury niemieckiej w XX wieku... choć szczerze mówiąc nie znam zbytnio literatury gutenmorgenów.
Jakieś pół roku temu znowu uległem presji społecznej, ale tym razem sięgnąłem po Sergiusza Piaseckiego (polecam "Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy" i "Zapiski Oficera Armii Czerwonej". A jak już Cię będzie cisnąć - ta presja społeczna - to polecam jeszcze kilka perełek nurtu amerykańskiej literatury drogi...

Z braterskim pozdrowieniem - My pół-intelektualiście musimy trzymać się razem (do tego tylko miana pozwala przeczytanie jednego tomu C.G. niejakiego Tomasza Mężczyzny)
Kończę

Bambulu

benia pisze...

drogi Bambulu weź i mnie nie przeceniaj. poleć mi tu też jakiś romans szarpiący sercem. po CG przyda się. z tym że MiM już czytałam. dwa razy.

Anonimowy pisze...

Cóż ja, prosty, cyniczny i gruboskórny uczuciowo mężczyzna, mogę Ci polecić za romasidło??? Nie czytam takich dzieł - poza jednym MiM, który zresztą czytałaś, a ja uważam za genialny romans wszechczasów (czytałem 3 razy).
Cóż Ci mogę poleci - pewniaka - "Opowieści z Moulin de Bruit" czy jakoś tak Whartona.
Poza tym cała masę książek historycznych, których raczej nie zdzierzysz. A jak się już uprzesz, ze i historycznie chcesz być - up to date - czyli człowiekiem kul - to polecam "Szabla i koń" Tadeusza Wittlina.

Bambulu

P.S.
Spojrzałem na prognozę pogody. W drugi majowy weekendo-tydzień ma być po 25 - 30 st. C. Wiec od razu przeszedłem do tematu "noclegi na Mazurach", ale tam nic poniżej 300 zł za pokój nie ma. Same exclusive! Gdzie teraz normalny Polak, ex-traper z rodziną, jeździ na wypoczynek ???

Anonimowy pisze...

Na chwilę człowiek odwrócił wzrok od benialooków a tu linki szaleją. A czy Traper próbował namiotu? Aczkolwiek oczywiście pewne niedogodności z tym rodzajem wypoczynku są związane ale....
Gdyby to nie był weekend majowy to poleciłabym DOMEK MYŚLIWSKI W BIAŁOWIEŻY. Nie ma już co prawda starej, dobrej Iwy (w tym miejscu wyrosło coś innego, nowego i bardziej ekskluzywnego) ale PUSZCZA pozostała.
I ta puszcza pamięta jeszcze pewnie wyprawy garbusem:-)
alaska

Anonimowy pisze...

No nie..., kolejna zagwozdka. Ta "alaska" i ten Garbus. Jeżeli pamięta wyprawy garusem to stawiam (hipotetyczną stówkę, ale żadnych członków uciąć sobie nie dam), że to rodzona siostra Benii (tej od looków). Kopę lat !!!
Co do namiotu to dzieci za małe (latorośla dopiero po 4 i 8 wiosen liczące), poza tym zaparliśmy się na spływ Krutynią, a jak nie wyjdzie to jedziemy na Szlak Orlich Gniazd. - i przyjemnie, i krajobrazowo, i edukacyjnie. Jak to mawiał Tytus - bawi ucząc, ucząc bawi.
Ten cytat z Papcia Chmiela to dla Benii, żeby dać przeciwwage do jej klasyków literatury.
Bambulu

Anonimowy pisze...

ni i trafiony zatopiony:-) Faktycznie latka lecą, pamięć płata psikusy ale pewnych rzeczy, a tym bardziej znajomych się nie zapomina. Krutynia fajna rzecz. Poczyniliśmy sobie na niej wycieczkę chyba dwa lata temu. Przyjemność pierwsza klasa.
Alaska

benia pisze...

http://www.chatazawsia.mazury.pl/ no jeśli mazury to z czystym sumieniem polecamy . i do Krutyni w sumie jako tako blisko

Anonimowy pisze...

Jeżeli - trafiony i zatopiony - to już jestem pewien, że pseudonim dotyczy (w pełni słusznie !!!) względów urody, a nie zamiłowania do krainy geograficznej.
Chata za wsią wygląd fajnie. Działam. A jeżeli szukalibyście "klimatycznego" i spokojnego miejsca nad morzem to polecam Mierzeje i Sztutowo. Jeżdżę tam od... mniejsza z tym (ponad naście).

Anonimowy pisze...

Benia namieszała. W zapędzeniu ostatnich lat znalazłem dłuższą chwile, aby dłużej wsłuchać się w to, co kiedyś było dla mnie ważne?, atrakcyjne? - przydałoby się lepsze słowo - Simon&Garfunkiel, Led Zeppelin, a na youtube znalazłem prawie cały spektakl "Zimy żal" (w latach 1990 - 1991 byłem na nim chyba 4 razy). Pamiętacie, zaczynał się o 21.30, a kończył coś około północy. Przeważnie siedzieliśmy na schodach, bo wchodziliśmy na wejściówki...
Dziwne, odwrócone Deja vu...
Oj Benia, Benia
Tym razem
Zorro

BratZacieszyciela pisze...

a podobno Tomcio to byl nie lada zarozumialec, nie lada, no ale raczej nie bez przyczyny, mnie podobnie przy czytaniu 'Przygod hohsztapera Felixa Krulla' zachwyt dopadl, a dziedzieciem wtedy jeno bylem, co leb urwal chytrze. Nie jest to moze lista przebojow do zachwalania, ale podbniez mię potem zachwyty ogarnely po polknieciu ' Pasjansu erotycznego' Szymona Kobylinskiego, i to dodawszy zachwyt na szata graficzna tej pozycji (rysunki wlasne autora w oblednej manierze, jak dla mnie, menczyzny jeno slabego...)

BratZacieszyciela pisze...

a co robi krakowiaczek?