piątek, 22 maja 2009

esej o parnym piątku

duszno. parno. kleiście. puszki topolowe wiszą w magicznym bezruchu lub co najwyżej się chybotliwie kolebią tu-tam tu-tam, nie spadając na ziemię. rudzieją kwiatostany przekwitłych bzów i ustępują miejsca kwitnącym słodko akacjom i cyklamenowym migdałowcom. jakoś tak jest nierzeczywiście. niczym na pastelowym planie „kroniki wypadków miłosnych” . może to sprawił fakt, że nasi zachodnioeuropejscy kontrahenci celebrują właśnie długi weekend a ojciec-dyrektor solidarnie wraz z nimi zapadł się w niebyt. milczenie ojca-dyrektora wpierw wzbudza frustrację i wypacza porządek świata a zaraz potem przyjemnie demoralizuje zachowania biurowe. mamy tu więc pachnące akacjami i wyblakłym rododendronem piątkowe przedburzowe rozprzężenie. szukam odpowiedniego antonimu do „praca wre wartko”. a w określeniu „niespieszno” wciąż zbyt duży dynamizm.
i tak to. duszno. parno. kleiście.
b.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

ładnie napisane ... w moim (hmmm) przybytku też parno-duszno-kleiście - a w dodatku nierzadko głośno jako, że towarzystwo rozprężone hicholi się i hacholi ... a ja jak ten kopciuszek szykuję jedna za drugą odpowiedzi zbawiające świat hehe... wybieram groch z popiołu...
przy życiu mnie trzyma Bach na pełny regulator do ucha puszczony - rajt nał 'Jesu bleibet meine Freude' ...
miłego łykendu wszystkim beniom, alaskom i marianom ;)

benia pisze...

no. weekend i owszem . miły. czemuż jednak laboga tak wietrzny był, nikt nie wie i nie rozumie.
no i mam na blogu bacha-anonima :)

Anonimowy pisze...

No i dobrze ;)